No i zacząłem przygodę z próbkami z ostatniego wpisu. Na pierwszy ogień poleciał Taif Al Emarat T10. Wczoraj miałem go na nadgarstku, a dziś od kilku godzin trwa global.
Pierwsze wrażenie to otwarcie szafki z przyprawami. Mix jest bardzo fajny, ale wybija się jedna nuta. Musiałem wczoraj przeszukać słoiczki w kuchni, bo nie dawało mi to spokoju. Okazało się, że to rozmaryn. Jak się dobrze zaciągnę to kardamon też idzie wyłapać, ale reszta jest dla mnie zagadką. Po chwili pojawia się słona nuta. Bardzo przyjemna, troszkę ożywia całość. Robi się też drzewnie. Z czasem co raz bardziej. Ogólnie jest bardzo świeżo, lekko, przyprawowo z nutą soli. Jakość top. Nawet nie ma się co rozpisywać. Bardzo uniwersalny zapach. Osobiście widziałbym go w tym samym worku co Bois Imperial jeśli chodzi o zastosowanie. Nawet nosi mi się go podobnie, bo czuć, że ma moc, ale nie męczy nosa.
T10 okazał się łatwym startem. Nie znając producenta strzelałbym, że to europejska nisza romansująca z bliskowschodnimi przyprawami. Mi się bardzo spodobał, ale flakon raczej nie wjedzie. Jakby był dostępny w kraju za 600-650zł to bym poważnie myślał.
#perfumy #recenzjeperfum

