No dobra, wracamy do żywych! Trzeba się herbatki napić
Dzisiaj zaparzyłem sobie oolonga prosto z Tajlandii. Jest to pierwsza moja herbata z tego kraju, dużo mi krajów z których herbaty nie piłem nie zostało
Jest to jasny, kwiatowy oolong przygotowany w stylu tajwańskich oolongów. Nawet liście herbaciane są takie jak na Tajwanie, bo krzewy pochodzą z tajwańskiego kultywaru #17 Bailu, często nazywany Ruanzi, czyli Miękka Gałązka. Pochodzi z północy kraju, tuż przy granicy z Mjanmą.
Przejdźmy do samej herbaty. Liście są ręcznie zwijane w kuleczki o ciekawym, szarawym kolorze. Wyglądają jakby herbata była podpalana, ale w zapachu tego nie czuć, jest przyjemnie, kwiatowo, słodko. Herbatę parzyłem w Gongfu Cha, 5g/100ml(sklep proponuje 4g/100ml ale jak dla mnie to za mało). Parzyłem wrzątkiem, długości: I:40s, II:40s, III:50s, IV:65s, V: 80s, VI: 100s, VII:120s, VIII:150s, IX:180s.
Herbatka jest bardzo smaczna, kwiatowo-owocowa. Podobna do tych tajwańskich, ale to jednak nie to samo. Czy to źle? Nie, bo jest naprawdę smacznie. Ta jest delikatnie kwaśniejsza, ale to nie przeszkadza. Ostatnie dwa parzenia wyszły już trochę słabo więc pewnie następnym razem 8 parzenie zrobię 3min. Polecam herbatkę, na pewno będę do niech chętnie wracał!
#herbata #herbatacodzienna #hejtoherbata No i trochę #jesiennewyzwania bo miałem się napić wieczorem mojego ulubionego napoju ;))
