Nie cierpię tych toreb, uważam je za idiotyczne, a wpychają je wszędzie- jako gifty albo w pakietach startowych. Wala się tego od cholery po domu, nie idzie tego złożyć żeby nie latały te sznurki, wiec po jakimś czasie w szufladzie robi się skłębiona masa różnych rzeczy przeplecionych poplątanymi sznurkami. A to dopiero początek ich zalet. Sznurki są tak długie, ze na plecach z ładunkiem zjeżdża maksymalnie w dół i obija się o pośladki w trakcie marszu. Natomiast same sznurki boleśnie wpijają się w ramiona. Na dodatek nie są zbyt trwałe. Jak wygląda po pół roku użytkowania (na zmianę z drugą taką samą) widac na zdjęciu. Ale przynajmniej mogę bez wyrzutów sumienia je teraz wywalić.
Torba ta ma jednak jedną małą zaletę. Złożona zmieści się do kieszeni, wiec nosiłam ją codziennie na spacerze, na wypadek jakby wpadło mi do głowy że trzeba cos kupić i wstąpić do sklepu.
Dzisiaj naszło mnie na uszycie takiej torby, ale z szerokimi i odpowiednio krótkimi ramionami.
Tak powstała torba combat do chodzenia do sklepu po bułki, z uranu i pajęczej sieci.
Kawałek sznurka ze starej torby zostal użyty w nowej jako ściągacz. Odrobinę większe objętościowo, bo bawełna, a nie cienki poliester. Zdążyłam przed wieczornym spacerem. Przetestowane, zadowolona.
#szycie #diy


