Kiedy do gry włącza się system, masz poważne kłopoty. Przekonał się o tym Bhagwan Shree Rajneesh, lider sekty Neo-Sannyas w stanie Oregon. Doświadczył tego Steven Avery, bohater serialu dokumentalnego Netfliksa, Making a Murderer.
W erze Tima Duncana, Manu Ginóbiliego i Tony’ego Parkera System San Antonio Spurs był równie bezwzględny i niszczycielski, budząc strach w oczach przeciwników. Gregg Popovich stworzył kulturę Systemu, którego nie dało się w żaden sposób uchwycić, opisać i powielić. Był to twór żyjący własnym życiem, zaprogramowany na zwycięstwo, z oszałamiającą precyzją wymierzający kolejne ciosy w drodze po sukces.
- W pojedynkach jeden na jednego są od nas lepsi – powiedział Boris Diaw w odniesieniu do Miami Heat z roku 2014. – Ale to my jesteśmy lepsi jako zespół.
Zdecydowanie Diaw ma rację.
Tylko jeden zawodnik wybrany do San Antonio z numerem pierwszym w drafcie, reszta tu trafiła z dalszym niż 15. Prezentowany styl nie opierał się na widowiskowości i sile fizycznej. Nikt nie kręcił tutaj windmill dunków, nie kończył ekwilibrystycznie rajdów. Był spryt, opanowanie, chemia i zespołowość. Kiedy do drużyny przychodził nowy zawodnik, wszyscy gromadzili się w biurze i pytali siebie nawzajem: „Co możemy zrobić, aby pomóc temu graczowi?”. W jakiś naturalny sposób znalazła się tutaj przystań dla ludzi z różnych zakątków świata: Francja, Australia, Argentyna, Włochy, Brazylia, Kanada, Karaiby – którzy potrafili znaleźć wspólny język. Język koszykówki.
To nie przypadek, że zespoły Popovicha od 1997 roku do 2017 kończyły sezon z bilansem ponad 60% wygranych. Żaden zespół w historii, nawet Boston Celtics lat 60., nie zbliżył się do tego rekordu. Zrobił to człowiek w mieście, które jeśli chodzi o market i atrakcyjność, zajmuje 37 miejsce w kraju i piąte miejsce w lidze… od końca.
Istotą systemu Spurs przez lata była ofensywna formuła, opierająca się na nieprawdopodobnej wręcz potrzebie dzielenia się piłką i oddawania rzutu przez tego, który miał najlepszą pozycję. Ekstremalnie efektywne pick-and-rolle, podwójne, potrójne, a nawet poczwórne stawianie zasłon, zanim zawodnik doszedł do perfekcyjnej pozycji rzutowej. Jeżeli Chicago Bulls opierali się na triangle offense Phila Jacksona, tak Spurs opierali się na szukaniu czystych pozycji rzutowych po postawieniu wielu zasłon z piłką krążącą jak po sznurku. System jednak nie mógłby sprawnie funkcjonować bez elitarnej defensywy. W omawianym okresie Spurs byli drugą obroną ligi. Popovich chciał mieć wielu zawodników w pomalowanym, którzy „wskakiwali i wyskakiwali”, a jednocześnie posyłał swoich najlepszych obrońców na obwód, by wymusić przerzut i dać czas reszcie na płynne przesunięcie się.
Na przestrzeni lat część strategii musiała się zmodyfikować, tak jak zmieniała się liga. Dwie rzeczy pozostały jednak stałe: podania i zespołowość. Wzrosło natomiast tempo rozgrywanych akcji. Boris Diaw na własnej skórze odczuł, czym było run-and-gun pod batutą Steve’a Nasha i kończenie akcji w mniej niż 7 sekund, dlatego łatwo mu było dostosować się do rozwiązania Spurs „10 seconds or less”. Właściwie to była dla niego woda na młyn. Spurs w sezonie 2009/10 znajdowali się na 20 pozycji lidze jeśli chodzi o tempo, by dwa lata później wskoczyć na 7.
Żaden z zawodników nie zagrał w sezonie 2013/2014 dłużej średnio niż 30 minut. Ławka zdobywała średnio 45,1 punktu na mecz. Oczywiście w obu przypadkach były to rekordy. Wiele zespołów jednak, w tym sami Spurs, rozgrywali sezony z ponad 50 zwycięstwami, by w play-offach odpaść na wczesnym etapie. Rzecz jasna również nie było nic nowego w chęci utrzymania świeżości podstawowej piątki na play-offy, ale nawet w Finałach Popovich nie przestał mocno polegać na ławce. Dość powiedzieć, że drugi garnitur Spurs w 2014 rokun pokonał drugi garnitur Heat aż 79 punktami. Miazga totalna. Deklasacja.
Z tymże naoliwiona maszyna z Teksasu potrafiła się przystosować do zmieniających się okoliczności niczym kameleon. Według danych na NBA.com Spurs podawali średnio na mecz 353 razy, podczas gdy Heat prawie 100 razy mniej! Ginóbili z klasą wówczas tłumaczył: „Nie jesteśmy fantazyjni. Nie możemy po prostu przeciwko nim zdobywać punktów w dowolny sposób”.
Szukanie perfekcyjnej pozycji to jedno, dochodzenie do niej i realizacja to zupełnie inny scenariusz. Gdy Parker był nieustannie podwajany, w aż trzech meczach jego obowiązki praktycznie przejął Boris Diaw, którego w innych zespołach się pozbywano, właśnie ze względu na niechęć rzutową. Ten manewr Erika Spoelstry spowodował jednak, że Spurs w tych spotkaniach trafiali na skuteczności powyżej 57%, skupiając się na dominacji podkoszowej i rzutach za trzy z narożnika. Jakże trafne okazało się porównanie Lee Jenkinsa ze Sports Illustrated: „[Boris Diaw] jest produktem Systemu. System jest odzwierciedleniem jego samego”.
Mamy ławkę, mamy Borisa Diawa, brakuje jeszcze Kawhia Leonarda, który na początku tamtych Finałów nie mógł się zupełnie odnaleźć. Do akcji wkroczył Pop: „Do diabła z Tonym, do diabła z Timmym, do diabła z Manu. To ty grasz w tę grę. To ty jesteś gościem”. Trudno powiedzieć, co bardziej odblokowało Leonarda – czy słowa trenera, czy podania Diawa – w każdym razie jest to nieistotne, bo na tym właśnie polegała istota tamtego systemu. Wszystkie podejmowane decyzje musiały mieć swoje ściśle określone miejsce i aktywować się w odpowiednich sytuacjach.
Ben Golliver jest tutaj jedynie przykładem cytowanym z konieczności podania źródła, niemniej jednak przeważająca część ludzi zajmujących się tematyką NBA zgadzała się co do tego, że widowisko serwowane na parkiecie przez Spurs jest jedynie produktem końcowym. Żeby do tego doszło, najpierw musiało sporo się wydarzyć za kulisami.
Sukcesu nie ma bez dbania o relacje. Aby stworzyć paczkę, każdy musiał zastąpić „Ja” na „Ty”. Dyscyplina realizacji założeń taktycznych była tak samo ważna, jak odrobina szaleństwa i zabawy. Nieraz dało się zobaczyć na ławce wygłupy Ginóbiliego i Duncana. Spotkania w restauracji i słynne picie wina stało się wręcz znakiem rozpoznawczym ekipy spod znaku Ostróg, gdzie trener potrafił zostawiać czterocyfrowe napiwki.
- Jakie jest moje legacy? – powtórzył Popovich pytanie zadane mu przez dziennikarza. – Jedzenie i wino. To jest tylko praca.
Nie mam pojęcia czy Popovich kierował się dewizą prezydenta Roosvelta, ale pasowałaby jak ulał: „Ludzi nie obchodzi jak wiele wiesz, dopóki nie dowiedzą się, jak bardzo ci zależy”.
W zasadzie Pop udowodnił, że koszykówkę i jedzenie oraz wino może łączyć wszystko, jeśli tylko znajdzie się do tego odpowiedni klucz. Idąc za głosem Stiepana Obłońskiego w Annie Kareninie Lwa Tołstoja podczas rozmowy z Lewinem o jedzeniu to „na tym właśnie polega cywilizacja, by ze wszystkiego czerpać rozkosz”.
Spędzanie wspólne czasu to rozkosz, okazja do nawiązywania bliższych relacji, które pomagają zrozumieć, z jakim typem człowieka ma się do czynienia. Potwierdzi to Danny Green, potwierdzi Pau Gasol. Jedzenie dla Popa jest wręcz świętością. Żadna poważniejsza decyzja nie może się bez niego odbyć (patrz przypadek z Kawhiem Leonardem).
W pierwszej rundzie play-offów 2010 roku, po przegranej w piątym meczu przeciwko Mavericks 81-103, Popovich powiedział:
- Hej, jesteśmy w tym razem. Teraz zjedzmy. Koszykówką… Koszykówką zajmiemy się jutro.
I wygrali serię.
Przed szóstym meczem Finałów w 2013 roku, Popovich miał przygotować w restauracji w Miami Il Gabbiano odpowiednią celebrację sukcesu, którą ostatecznie pokrzyżował szalony rzut Raya Allena. Spurs mieli być zdruzgotani jak nigdy wcześniej. Gregg jednak zarządził:
- Rodzina! Wszyscy prosto do restauracji.
Zapytajcie też Jeremy’ego Threata z Spataro Restaurant & Bar w Sacramento, jak zmieniło się jego życie, gdy przybył tam Gregg razem z całym sztabem Spurs. To podobna historia jak Coreya Suttera z Fade N Up, który uprzedził Adriana Wojnarowskiego i zrzucił bombę, że LeBron James naprawdę przenosi się do Los Angeles Lakers.
Bo System Spurs to było coś więcej, niż koszykówka.
#nba
