Jedenasty dzień #wspinanie w ramach #trenujzhejto
Gdyby komuś się chciało liczyć, to znalazłby, że dzień dziesiąty umknął. Był sobie w ciągu maja, ale jakoś mi się zapomniał. I tak niczego nowego nie wniósł.
Dziś za to po serii urlopowo-pracowej, czyli w sumie trzy tygodnie po poprzednim wyjeździ ruszyłem sprawdzić się w pionie, ot tak, dla podtrzymania formy (jutro będzie bolało).
Nie miałem żadnego ciśnienia na nic, po prostu chciałem gdzieś sobie powchodzić i nie myśleć za dużo - więc skupiłem się na TR. I w tenże sposób, zupełnym przypadkiem, wlazłem z dużym zapasem na 6b, 6b+ i 6b+/c; za każdym razem popierdzieliwszy gdzieś kolejność i robiąc przedziwne konstrukcje, żeby pozmieniać ręce na małych chwytach.
I może teraz nie mogę za bardzo ruszyć barkami (i jutro będzie bolało bardziej) - ale wygląda na to, że nawet po takim czasie przerwy wszystko samo z siebie idzie ku lepszemu.
