Idę wczoraj rano po cukier do Biedronki, bo promocja 1,99 zł/kg z kartą Moja Biedronka limit 10 kg na kartę, aż tu mnie nagle zjawisko zatrzymuje - znajoma stoi pod Żabką w samej piżamie i gada do latarni. To Karyna, typiara z równoległej klasy z gimnazjum, jakby jej dać ramę, to byłaby obrazem nędzy i rozpaczy polskiej psychiatrii dziecięcej. Brak ojca, dwubiegunówka i zamiłowanie do kryształu 24h dowóz, a jedyne, przez co nie rzuciła się pod pociąg, to zamknięcie jedynej linii kolejowej na naszym zadupiu i jej chłopak Janek (na ten moment nie żyje). Jakby dwa lata temu nie przesadził z fentem, to pewnie mieszkaliby razem na opuszczonym dworcu i hodowali tam swoje dzieciaki jak w zoo.

Wracając, albo Karynie odbiło do reszty, albo znowu się nażarła piguł i widzi papieże na kiju, więc po starej znajomości podchodzę i pytam, co zacz. Ignoruje mnie i trzęsąc się, dalej gada do latarni. A właściwie do Janka, bo z jej bełkotu wynika, że właśnie rozmawia z byłym zaklętym w lampę sodową. Odsuwam się dyskretnie i już mam odpowiedzialnie uciec i zostawić innych z tym problemem, kiedy z mszy o 7.30 wychodzi ekipa moherowych beretów pokutująca za mężów w UB. Patrzą na dziewczynę produkującą dirty talk do latarni, ta z najgrubszą teczką donosów przypomina sobie, że Janek dobry chłopak był i dzień dobry mówił, więc padają na kolana i zaczynają się modlić za spokój jego duszy po tym, jak się udusił. Karyna płacze, mohery płaczą, proboszcz prawie płacze, sprzedawczyni w Żabce stoi na szlugu i płacze, no jakby Dowbor ogłosiła, że chodnik wyremontuje.

Nagle zza rogu wychodzi doktor od smerfów, miejski psychiatra. Spogląda na znajomą twarz, macha ręką przed oczami, pyta o imię, nazwisko i gdzie jest teraz najlepsza krajuwa w mieście. Poprawia okulary, spogląda na stare baby i oznajmia, że gówno chłopu nie Janeczek, dziewczyna ma powiększony zestaw chorób psychicznych leczonych kryształem i duchy widzi, więc trzeba ją na obserwację do Tworek, bo jeszcze gorzej będzie, a one niech się uspokoją i nie kręcą masowej histerii. Mohery jeszcze bardziej w płacz, Karyna wyje, sprzedawczyni płacze i łzy na parówki ściekają, a ja strzelam palcami, podchodzę do psychiatry i mówię...

...że jak nie jak tak, żadnych duchów nie ma, Janeczek leży sześć stop pod ziemią, a nie lata nad lampą i że cud, że Karyna widzi tylko jego, a nie wrota do Hiperborei xD

Cukier był, wziąłem 10 kilo i jeszcze trzy skyry brzoskwiniowe, bo promocja była.


#pasta #heheszki

d5f26f91-116e-4831-867a-3eb03bf60861

Komentarze (2)

irbis9

Cukier chociaż kryształ był?

Zaloguj się aby komentować