I (XXXVI) dzień #wspinaczka w ramach #trenujzhejto
Wczoraj sobie ponarzekałem, że wspinanie mi w tym roku coś nie chce się zacząć i patrzcie Państwo!
Co prawda nie pamiętam kiedy ostatni raz wspinałem się z liną (jeździ człowiek na te głupie urlopy i potem sam nie pamięta), a do tego wytrzymałość tak spadła, że powinienem zadzwonić na policję, bo to niemożliwe żeby samo tak wyparowało, ktoś musiał mi to ukraść!
No dobrze, tak na poważnie: było całkiem spoko jak na miesiąc bez żadnego wspinania, tylko z ćwiczeniami ogólnorozwojowymi. Na wstępie na spokojnie zrobiłem i 6a, i 6a+, i 6b. I owszem, ten ambitny start zbułował mnie wystarczająco - i rozwiązał kwestię dalszych moich wspinaczkowych peregrynacji. Dość szybko doszedłem do poziomu, w którym drogi szóstkowej nie udawało mi się powtórzyć trzy razy z rzędu, więc skończyłem trochę wcześniej niż planowałem.
Ogólnie całkiem przyzwoity początek roku, cieszy to że gdy byłem jeszcze świeży na spokojnie połknąłem te dwie szósteczki. Teraz cóż: trzeba utrzymać regularność i odbudowywać powoli to, co wyparowało.
