Druga tragedia - lot Aeroperú 603
Osiem miesięcy później, drugiego października 1996 roku, nastąpiła kolejna katastrofa o podobnej genezie. Samolot linii Aeroperú wystartował z peruwiańskiej Limy w kierunku chilijskiego Santiago, przewożąc 70 osób. Dzień wcześniej technicy, podczas czyszczenia kadłuba po zderzeniu z ptakiem, przykleili srebrną taśmę na porty statyczne – czujniki ciśnienia atmosferycznego. Ta pozornie niewinna czynność miała tragiczne konsekwencje.
Błąd komunikacyjny na ziemi
Taśma miała zostać usunięta przed następnym lotem, jednak błąd w komunikacji między różnymi zespołami konserwacyjnymi sprawił, że pozostała na swoim miejscu. Jej srebrny kolor niemal idealnie wtapiał się w barwę kadłuba, co dodatkowo utrudniało jej zauważenie podczas kontroli przedlotowej. Ten pozornie drobny szczegół techniczny doprowadził do całkowitego zakłócenia systemów pomiaru parametrów lotu.
Chaos w kokpicie nad Pacyfikiem
Zablokowane porty statyczne wywołały prawdziwy chaos wśród przyrządów pokładowych. Wysokościomierze "zamarzły" na poziomie lotniska startowego, podczas gdy system ostrzegał przed niebezpiecznymi zmianami prędkości wiatru. W miarę wznoszenia się samolotu wskazania stawały się coraz bardziej mylące i wzajemnie sprzeczne. Wysokościomierze pokazywały za niskie wartości, prędkościomierze zaś dawały błędne odczyty w zależności od fazy lotu.
Paradoks jednoczesnych alarmów
Szczególnie dramatyczna była sytuacja, gdy jednocześnie włączyły się alarmy ostrzegające przed przekroczeniem dopuszczalnej prędkości oraz przed groźbą przeciągnięcia – dwa fizycznie niemożliwe do jednoczesnego wystąpienia stany lotu. Ta sprzeczność powinna była być sygnałem ostrzegawczym, jednak załoga nie miała odpowiedniego przygotowania do interpretacji tak skomplikowanej sytuacji awaryjnej.
Fałszywe poczucie bezpieczeństwa
Kluczowym błędem okazało się zaufanie do kontrolerów ruchu lotniczego, którzy "potwierdzali" parametry lotu na podstawie radaru wtórnego. Piloci nie zdawali sobie sprawy, że informacje o wysokości przekazywane do centrum kontroli pochodzą bezpośrednio z pokładowych systemów samolotu – tych samych, które już zostały uznane za niesprawne. To błędne koło wzajemnego potwierdzania utwierdzało załogę w przekonaniu o częściowej sprawności przyrządów.
Tragiczny finał nad oceanem
Po niemal trzydziestu minutach desperackiej walki z chaotycznymi wskazaniami, samolot znajdował się w rzeczywistości zaledwie kilkaset stóp nad powierzchnią Pacyfiku, choć wysokościomierze wskazywały prawie dziesięć tysięcy stóp. System ostrzegania przed zderzeniem z ziemią działał prawidłowo i alarmował o śmiertelnym niebezpieczeństwie, ale piloci, przekonani o błędności tego ostrzeżenia, zignorowali ostatnią szansę na uratowanie lotu. Lewa końcówka skrzydła uderzyła w wodę, samolot przechylił się i runął do oceanu.
Rewolucja w bezpieczeństwie lotniczym
Te dwie katastrofy stały się katalizatorem bezprecedensowej rewolucji w lotnictwie cywilnym. Wprowadzono obowiązkowe szkolenia dotyczące scenariuszy nieprawidłowych wskazań prędkości, opracowano procedury pamięciowe oparte na zasadzie "najpierw ustabilizuj parametry lotu, potem rozwiązuj problem", a także zaawansowane systemy automatycznego wykrywania błędnych danych czujników. Współczesne samoloty wyposażone są w inteligentne systemy porównujące dane z różnych źródeł, w tym GPS, i automatycznie wykluczające nieprawidłowe informacje. Dzisiejsi piloci przechodzą intensywne szkolenia symulatorowe, uczące ich radzenia sobie z sytuacjami, które w 1996 roku były praktycznie nieznane instruktorom lotniczym.