GTA: The Trilogy - Definitive Edition po roku

GTA: The Trilogy - Definitive Edition po roku

hejto.pl
Ależ ten rok zleciał, gdyby ktoś podczas premiery GTA: Definitive Trilogy powiedział mi, że Rosja napadnie Ukrainę, poniesie przy tym niemal dwukrotnie większe straty niż w Afganistanie przy okazji ośmieszając się przed całym światem a na województwo w którym mieszkam spadnie rakieta zabijając dwie osoby, pewnie dosyć mocno popukałbym się w czoło. Powszechnie wiadomo, że rosjanie to w dużej części kretyni, pijaki, złodzieje, kłamcy i zwykła dzicz ale żeby aż tak bezdennie głupia? Wojna w 2022 roku? Daj pan spokój, kto to widział.

Pamiętajcie, żeby w takich sytuacjach słuchać ekspertów, ekspert od klepania maty to też ekspert.
W to samo czoło bym się sążnie pierdolnął, gdyby ktoś powiedział mi, że rok później Definitive Trilogy będzie kompletnym i przemyślanym odświeżeniem swoich legendarnych poprzedników i wiecie co? Zajebiście boli mnie czoło, bo Definitive Edition zdecydowanie nie jest kompletne, nie jest przemyślane i nigdy nie będzie. 
Ale jest nieco lepiej. 
Słowem wyjaśnienia, Definitive Trylogy kupiłem przedpremierowo gdy wróciłem najebany z imprezy. Czasu nie cofnę, muszę z tym żyć. Microsoft jednak nie wydłużył czasu na zwrot (jak zrobił to w przypadku Cyberpunk 2077) więc przeszedłem Vice City oraz San Andreas i po prostu o nich oraz o swojej osobistej pijackiej porażce zapomniałem, trójkę rozgrzebałem ale nie dałem rady jej ukończyć. Jakoś siedem miesięcy temu pojawił się duży patch całej trylogii (w przypadku Vice City zajmował niemal tyle co cała gra) a później kilka mniejszych, wiec pomyślałem, że rok po premierze może być niezłym momentem, żeby sprawdzić co się zmieniło. 
Zwiastunem pewnych zmian mogło być zaangażowanie nad projektem samego Rockstar Games aby poprawić burdel, który rozpętało Grove Street Games. Problem w tym, że jeżeli fundamenty pod chałupę stawiasz z gówna, to nie licz na to, że dużo bardziej doświadczona ekipa na tych fundamentach wyczaruje drugi Wersal.

Całkiem ładnie.
W każdym razie rozumiecie co mam na myśli, projekt zjebany był od początku i Rockstar jedynie mógł go "wygładzić", co zresztą starał się zrobić. A może nie tyle starał, co musiał, żeby w ogóle doprowadzić grę do stanu grywalności.
Najważniejszą rzeczą jest to, że cała trylogia jest dużo bardziej grywalna, błędy, które uniemożliwiają dokończenie misji pojawiają się znacznie rzadziej, do każdej odsłony powróciłem na mniej więcej 4 godziny i w tym czasie żadna z gier nie wyrzuciła mnie do dashboardu (gram na Series X) lub zglitchowała się na tyle, żebym musiał wczytywać punkt kontrolny lub resetować grę. Może po prostu miałem szczęście, ale odnoszę wrażenie, że gra jest stabilniejsza. To już coś. 
Graficznie nie zmieniło się niemal nic, największą zmianą jest chyba dodanie mgły do San Andreas dzięki czemu krajobraz widziany z wysokiego punktu wygląda znacznie lepiej.

Trochę zerojedynkowa ta mgła, ale lepsze to niż nic.
Bez wspomnianej mgły znacznie zwiększony zasięg rysowania pozwalał zobaczyć w ten sposób niemal całą mapę, co wyglądało dosyć komicznie i boleśnie przypominało, że San Andreas (Na PS2) ma już 18 lat a my mamy o 18 lat więcej. Nikt nie chce takiego przypominania. 
No i rzecz absolutnie najważniejsza, do głównego menu Vice City przywrócono dźwięki z oryginału.
I to tyle z dobrych wiadomości, przejdźmy do reszty. 
Najbardziej krytyczne glitche pokroju tego:

Everywhere I go, I see his face.
lub tego poprawiono, ale mniejsze jak przenikanie przez tekstury, spierdolona fizyka obiektów i tak dalej i tak dalej, nadal w grze występują i nadal ze względu na "złożoność" na tle poprzedniczek, dominują w San Andreas. 
Warto choćby przytoczyć wciąż popsuty policyjny garaż w San Fierro, do którego nie da się kurwa wejść.
Nie będę się tu szczególnie rozpisywać, bo wierzę, że rozumiecie o co mi chodzi, tl;dr: gra nadal jest zabugowana ale działa trochę lepiej
Mocniej chciałbym skupić się na zasadności tego remastera, gdy teraz, rok po premierze powoli staje się jasne, co w grze już się nie pojawi. 
Zawsze wydawało mi się, że remaster, czy używając nawet mocniejszych słów "Definitywna Edycja" powinna z założenia "zmodernizować grę", dostosować ją do współczesnych standardów. Niezłym przykładem jest odświeżona trylogia Mass Effect.

Drobna różnica w ocenach.
Jedynka zyskała cześć funkcji z dwójki i trójki, ulepszono sterowanie i tak dalej i tak dalej. No po prostu można teraz wrócić do pierwszego Mass Effect bez przesadnego zgrzytania zębami. Na tym zresztą odświeżanie gier polega, tak mi się wydaje przynajmniej. 
I w kilku miejscach trylogia GTA też takie ambicje miała, mamy wygodne koło wyboru broni, koło wyboru stacji radiowych czy zmodernizowane celowanie i używanie broni. Absolutnie nie ma mowy o zapowiadanym "dostosowaniu sterowania do współczesnych standardów wzorem GTA V", animacje wyglądają gorzej niż w oryginalnych grach ale dzięki powyższym poprawkom gra się zdecydowanie wygodniej. Tylko co z resztą? Claude z GTA 3 nadal pozostaje najbardziej upośledzoną motorycznie postacią w trylogii, bo w przeciwieństwie do Tommiego czy CJ'a nie potrafi nawet kucać czy wyskakiwać z jadącego auta, o pływaniu nawet nie wspominając. Rozumiem, że tych mechanik nie było w oryginalnym GTA 3, bo gra wyszła w roku 2001, ale kurwa Twoja w te i nazad, Definitive Trilogy wyszło w 2021 roku, czy naprawdę tak wielkim wyzwaniem byłoby kucania do trójki? Skoro celem definitywnej trylogii było dostosowanie starszych odsłon do dzisiejszych gier, to dlaczego zrobiono to połowicznie? 
Chciałbym jeszcze na chwilę wrócić do nieobecnego w GTA 3 i Vice City pływania, gdyż obnaża więcej problemów trylogii niż może się wydawać. 
Rozumiem, że dodanie tej mechaniki do GTA 3 byłoby problematyczne, bo ta gra zwyczajnie nie była projektowana z myślą o fakcie, że gracz mógłby sobie popłynąć gdzieś, gdzie raczej nie powinien popłynąć.

Mój koszmar z dzieciństwa, budynki pośrodku niczego.
W Vice City problem byłby pewnie mniejszy, bo przecież mamy możliwość pływania łodziami, ale gdyby pływać można było w VC, to teoretycznie (praktycznie, mieliby na to wyjebane), twórcy byliby zmuszeni do zrobienia tego również w trójce. 
I nie zrozumcie mnie źle, nikogo tu nie bronię, bo przecież to pewnie byłoby wykonalne, wydaje mi się nawet, że to nie byłoby tak trudne jak może się wydawać. Zresztą, jeżeli trylogia miałaby zostać porządnie zremasterowana, taka zmiana wydaje się bardzo sensowna. Powiem więcej, bardzo sensownym wydawałoby się dostosowanie trójki i Vice City do możliwości ruchowych bohatera San Andreas, które pod tym względem zdecydowanie było najbardziej rozwiniętą grą trylogii. Rozumiem, że wymagałoby to większego nakładu pracy ale MÓWIMY KURWA O KORPORACJI ZARABIAJĄCEJ MILIARDY DOLCÓW ROCZNIE, PREMIEROWO SPRZEDAJĄCEJ TE REMASTERY W CENIE NOWEJ GRY. Spory nakład pracy w takim wypadku wydaje się logicznym wyjściem, prawda?

Prawda?
I dochodzimy tu do rzeczy najbardziej błahej, która jednocześnie uraziła i boli mniej najmocniej, czyli pozbawienie lub brutalne spłycenie często drobnych elementów, które niesamowicie budowały klimat tychże gier. Pamiętacie dlaczego "oficjalnie" nie mogliśmy pływać w GTA 3? Jeżeli nie to wam przypomnę, z powodu wycieku oleju do wód, tak gra uzasadniała niemożność pływania w grze i faktycznie woda była ciemna i brudna.

Woda w której brał kąpiel Krzysztof Kononowicz...
W zremasterowanej trójce woda jest czysta, niczym ta, nad którą opalają się mieszkańcy Vice City.

...i woda w której Krzysztof Kononowicz jeszcze nie brał kąpieli.
W oryginalnym Vice City brak możliwości pływania tłumaczono występowaniem niebezpiecznych prądów strugowych, więc tu Grove Street Games nie mieli co zjebać. Ale dlaczego bardzo charakterystyczne obrysy ciała po zniknięciu martwej postaci pojawiają się w nowym GTA 3 ale nie w Vice City?

Warto też dodać, że w nowym Vice City krew wygląda jak syrop malinowy.
Dlaczego pozbyto się setek charakterystycznych gazet z nagłówkiem "Zombie Elvis Found"?

W remastered Zombie Elvis znowu zaginął.
Liście palmowe pozostały, przekonwertowano je nawet w osobną teksturę, ale nie są w żaden sposób animowane. W oryginalnym Vice City były to płaskie obiekty poruszające się po teksturze podłoża, dzięki czemu dawały złudzenie wiejącego wiatru. W remasterze są kompletnie nieruchome, podczas przejścia po nich pojawia się jakieś dziwaczne zniekształcenie, mające chyba imitować ruch liści pod stopami bohatera, tyle. 
I dlaczego do kurwy nędzy nie pomyślano o zastąpieniu utraconych w wyniku praw autorskich utworów jakimiś innym utworami z epoki? Zrobiono to w Tony Hawk Pro Skater 1+2, tu się nie dało? Rozumiem, że "Billie Jean" grającego na początku Vice City nie da się zastąpić niczym, ale byłoby to znacznie lepsze rozwiązanie niż zwyczajne wycięcie fragmentów audycji radiowych zawierających "zakazane piosenki". Ścieżka dźwiękowa Vice City oraz San Andreas nawet bez tych kilkunastu utworów nadal jest rewelacyjna i nadal jest jedną z najlepszych w historii (GTA 3 trochę mniej, ale też trzyma poziom), ale jest jedna rzecz, która sprawiła, że zrobiło mi się niedobrze. Rzecz, która sprawiła, że autentycznie poczułem ukłucie w sercu. 
Ja wiem, ja rozumiem, że prawa autorskie dotyczące licencjonowanej muzyki w grach to naprawdę ciężka do polubownego załatwienia sprawa, prawdopodobnie twórcy nie mieli na to większego wpływu i wylewam frustrację bez większego powodu, ale gdzie do ciężkiej kurwy jest Kate Bush?
Wycięto znakomite "Wow" i nie postarano się zastąpić go jakimś innym jej kawałkiem? Jak można było pozbawić grę rozgrywającą się w latach osiemdziesiątych Kate Bush? Jeżeli mnie pamięć nie myli to pierwszy raz w Vice City zagrałem chyba niedługo przed premierą pecetowego San Andreas i to właśnie dzięki Vice City poznałem genialną muzykę jednej z moich absolutnie ulubionych artystek. Przez te wszystkie lata przejazd Cometem przez oświetlone neonami Ocean Beach w akompaniamencie "Wow" przenosił mnie w czasie w beztroskie lata dzieciństwa niczym jakiś pierdolony wehikuł czasu.

To było kiedyś fotorealistyczne oświetlenie.
A Definitive Trilogy mi to zabrało, bo oczywiście nie można już dodać własnej muzyki jak można to było uczynić w niemalże każdej dotychczas wydanej odsłonie serii. Czuję się pusty w środku, mam dosyć, pora to kończyć. 
Wyjątkowo bolesny końcowy wniosek jest taki, że Definitive Trilogy nadal nie warto kupować, tym razem nie dlatego, że cena jest kompletnie niewspółmierna do jakości, bo zbliżają się świąteczne promocje więc pewnie będzie dało się to kupić za jakieś 100 - 150 zeta. Dlatego, że Definitywna Trylogia kompletnie nie realizuje swoich założeń. Żadne cuda przez ten rok nie nastąpiły, to nadal kiepskie remastery po łebkach, które nie dość, że nie dodają od siebie niemal nic nowego, to wycinają i psują sporo zawartości oryginałów. Definitywną Edycją tych gier będą zmodowane oryginały, więc jeśli macie potężną ochotę na powrót do Liberty City, Vice City i San Andreas a gracie na PC, po prostu kupcie na allegro za 40 zeta oryginalne, płytowe odsłony lub kod na steama (bo obecnie na steamie z poziomu sklepu do kupienia dostępne jest tylko Definitive Edition) i je zmodujcie, efekt będzie lepszy. 

Polecam wersję z kolekcji klasyki, bo przed każdym uruchomieniem pozdrawia nas Piotr Fronczewski, to duża zaleta.
Jeżeli grając na konsolach macie podobną chęć powrotu do tych gier, kupcie se peceta albo laptopa za 150 zeta na którym bez problemu odpalicie wszystkie trzy części. Serio, jeżeli czujecie tak wielkie przywiązanie i macie tak wspaniałe wspomnienia związane z tymi trzema odsłonami GTA jak ja, po prostu nie warto kupować Definitive Trilogy, nie warto psuć sobie tego, za co pokochaliście te gry tym chujowym wyrobem "gropodobmym", który Take-Two miało czelność nazwać "Definitywną Trylogią". 

Tfu.
Jeżeli nigdy nie graliście w te gry, a koniecznie chcecie spróbować zrobić to na konsolach, nadal polecam oryginały (na PS4 i PS5 można było kupić oryginalne porty z PS2, nie wiem czy nadal jest to możliwe), ale Definitive Trilogy kupione za jakieś 100 zeta pewnie nadal sprawi wam kupę frajdy, bo to po prostu trzy długie, świetne (choć popsute) gry. Tyle. 
Na koniec możecie posłuchać wspominanego, brutalnie wyciętego "Wow" autorstwa Kate Bush. Nie możecie zrobić tego płacąc 270 złotych, więc możecie zrobić to za darmo tutaj.

Komentarze (12)

SuperSzturmowiec

kupiłem na premierę na ps5 pograłem chwile i się kurzy na dysku. O ile proste gry typu strzelanki się nie starzeją tak te GTA trąci myszką. Ale nigdy u siebie nie grałem w te części. Skoro coś poprawili to kiedyś znowu zagram.

borsiu

Jeszcze tylko zrobienie kawki, kafelkowanie łazienki, wytapianie borsuczego sadła, kładzenie asfaltu i biorę się za czytanie!!

Dobry artykuł.

Pan_Waclaw

Czemu ludzie tak jadą po Take-Two a nie jadą po samych graczach którzy takie przehajpowane, generyczne i odwalone na sztukę remastery kupują za grubą kasę z jęzorem na wierzchu? Oni tylko pokazali że na rynku jest coraz mniej graczy a więcej wyhodowanych konsumentów, szczególnie tych młodszych.

AnimalMotherPL

@borsiu Dziękuję :3 Widzę, że masz całkiem ambitne plany na sobotę, mam nadzieję, że zdążysz przed opadami śniegu, bo u mnie już sypie xD

AnimalMotherPL

@Pan_Waclaw Obie strony są winne, ale jeżeli puszczasz grę za 270 złotych na premierę, wypadałoby żeby przynajmniej była w akceptowalnym stanie. Oni pokazali tyle, że to dokładnie to samo chciwe take-two co zawsze, chwaląc wyniki finansowe pomijając przy tym kwestie fatalnego stanu gry xD

Pan_Waclaw

@AnimalMotherPL No właśnie do tego zmierzam że można wydać gówno, przyznać z uśmiechem na twarzy publicznie że to jest gówno, zawołać nawet 500 zł a debile i tak to kupią i jeszcze w rączkę pocałują. Korporacje i marketingowcy robią co chcą bo ludzie im na to pozwalają. Z Cyberpunkiem podobnie, wydali alfę a potem koszty produkcji im się zwróciły w jeden dzień xD Ten świat to jest jedno wielkie XD

AnimalMotherPL

@dywagacja Super komentarz, gdyby się dało przypinać na górze, to bym przypiął, bo zrobiłaś dobre uzupełnienie mojego wpisu xD Ja jestem naprawdę zawiedziony, bo konkretne odświeżenie na miarę dzisiejszych czasów trylogii by się naprawdę przydało, ale powinni robić to specjaliści a nie banda partaczy. Wystarczy spojrzeć na zremasterowanego Crasha, Spyro, Demon's Souls czy nawet bardzo fajną Mafię w Edycji Definitywnej, które nie dość, że kosztowały na start połowę ceny gier AAA, to jeszcze wykonane były fantastycznie. To prawda, to bardziej remake niż remastery, ale jak widać, dało się to zrobić i nie wymagać kupy pieniędzy. Tym bardziej podwójnie boli, że tak legendarne gry jak Trójka, VC i SA po prostu odjebano po najmniejszej linii oporu i jeszcze popsuto. Wstyd

AnimalMotherPL

@dywagacja dobrze, że przynajmniej Self Control zostało w grze, ale to prawda, to już nie ten klimat, nie to samo. No i nostalgia czasów dzieciństwa też działa bardzo na korzyść oryginalnych gier

Dudek

Bardzo fajny felieton, miło się go czytało. Co do samej trylogii, "dzieło" to wyszło z rąk Groove Street Games, dawnego War Drum Studio które to było odpowiedzialne za porty mobilne trylogii więc już na samym starcie można byłoby się spodziewać bylejakości i jak widać nie zawiedli. Zresztą te geniusze żeby się nie narobić zrobili port na konsole zeszłej generacji gdzie podstawą jest właśnie ich port mobilny który posiada błędy które nie występowały w oryginalnej trylogii gdzie oba bazowały na tym samym silniku Renderware. Ogólnie temat rzeka. Polecam obejrzeć sobie porównania portów mobilnych i tego "Definitive Edition" z oryginałami na kanale YouTube Vadim M.

AnimalMotherPL

@Dudek: Dziękuję, cieszę się, że się podobało Tak, niejednokrotnie słyszałem, że trylogia opera się właśnie o mobilną wersję ale nie widziałem, że to dosłownie to samo studio. To sporo wyjaśnia w sumie xD

Zaloguj się aby komentować