Front Bałkański w I wojnie światowej część 17, na podstawie "Through the Serbian Campaign -The Great Retreat of the Serbian Army" By Gordon Gordon-Smith wyd. 1916


#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #VoivodePutnik


Poprzednie części pod tagiem #voivodeputnik


Około wpół do dwunastej przed północą poszedłem do pokoju na pierwszym piętrze dworca i pościeliłem łóżko najlepiej, jak potrafiłem, z masy starych gazet. Nie dane mi było jednak długo pospać. Około wpół do trzeciej obudził mnie wstrząs przypominający trzęsienie ziemi. Cały budynek zatrząsł się, a wszystkie okna wypadły z hukiem. Sekcja saperów właśnie wysadziła most sto pięćdziesiąt metrów dalej. Potem nastąpiła seria mniejszych eksplozji, a czerwony blask pożogi wypełnił pomieszczenie. Rozpoczęło się wysadzanie i palenie setek wagonów. Parowóz znajdujący się kilka metrów od moich pozbawionych szyb okien gwizdał nieprzerwanie przez pół godziny, tak że wszelka nadzieja na dalszy sen dobiegła końca. Zszedłem na dół w bezchmurny świt porannej mżawki i zastałem mieszkańców wioski bawiących się jak za dawnych lat. Trzysta załadowanych po brzegi wagonów i ciężarówek padło ofiarą grabieży. Niektóre z nich zawierały tysiące butów, dwie były wypełnione kilkoma milionami paczek bibułek papierosowych, inne zawierały suchary, konserwy mięsne i warzywne, herbatę, kawę, mundury i wszelkiego rodzaju zapasy. Jeden wagon wypełniony perfumami był bardzo popularny wśród żeńskiej części populacji, chłopskich kobiet, które prawdopodobnie nigdy w życiu nie posiadały buteleczki perfum. Po dłuższym przyglądaniu się tej orgii grabieży, poszedłem pomóc matce zawiadowcy w przygotowaniu porannej kawy. Splądrowałem również naszą skrzynię z zapasami i dałem "madame le chef de gare" kilka puszek konserwowanej żywności do wykorzystania podczas długiej podróży do Prisztiny, jako niewielki rewanż za uprzejmą gościnność, jaką okazała nam ona i jej mąż. Podczas śniadania odwiedził nas niemiecki samolot. Spodziewałem się, że zrzuci bombę lub dwie na stację i byłem nieco zdenerwowany o nasz powóz i konie, ale okazało się, że był to tylko zwiad i odleciał bez żadnych wrogich działań. Po śniadaniu otrzymaliśmy niepożądane informacje. W nocy niemiecka kawaleria wysłana do utrzymania łączności między armią generała von Gallwitza, działającą przeciwko Pierwszej Armii Serbskiej w Kraljewie, dwadzieścia osiem mil na zachód, a siłami feldmarszałka von Mackensena przybyła do Varvarina, wioski oddalonej o zaledwie dwie mile. Ponieważ od Varvarina dzieliły nas tylko otwarte pastwiska, w każdej chwili mógł nas odwiedzić patrol. Postanowiliśmy więc natychmiast wyruszyć. Nigdzie jednak nie mogliśmy znaleźć naszego woźnicy. Wraz z resztą wioski poszedł szabrować. Minęła godzina, zanim się pojawił, obładowany butami, prowiantem w puszkach, setkami paczek bibułek do papierosów, puszkami nafty i buteleczkami perfum. W międzyczasie du Bochet i ja trzymaliśmy rękę na pulsie, ani na chwilę nie odrywając wzroku od Varvarina i spodziewając się, że za moment ujrzymy lance niemieckiej kawalerii zmierzającej do Ćićevaca.


Gdy tylko pojawił się nasz człowiek, nie traciliśmy czasu na zaprzęganie koni i ruszanie powozem. Aby ułatwić zadanie naszym nieszczęsnym wierzchowcom, postanowiliśmy pokonać pieszo dwadzieścia kilometrów dzielących nas od Kruševaca. Po siąpiącym deszczu pojawiło się jasne słońce, więc wędrówka była przyjemna. Nie spieszyliśmy się, więc o czwartej dotarliśmy do Kruševaca. Tam zauważyliśmy niespotykane ożywienie. Całe miasto, mężczyźni, kobiety i dzieci, było na nogach i wszyscy wydawali się być w najlepszych nastrojach. Ludzie stali w grupach, z zarumienionymi twarzami, chętnie dyskutując. Wkrótce znaleźliśmy wyjaśnienie tajemnicy. Podobnie jak w Ćićevacu, wagony na bocznicy kolejowej zostały splądrowane. Wśród ich zawartości znajdowała się partia dwudziestu tysięcy butelek szampana. Mieszkańcy wioski szybko je wchłonęli, w wyniku czego cała ludność była w bardzo podekscytowanym stanie. W pewnym momencie doszło nawet do ekscytujących scen. Wśród łupów znajdowały się setki karabinów i tysiące nabojów, a ci, którzy mieli szczęście je zdobyć, zaczęli je wystrzeliwać we wszystkich kierunkach z czystej lekkości serca, z powodu pobłażania produktom z Rheims i Epernay[fabryki broni we Francji]. To cud, że obyło się bez ofiar. Na głównej ulicy spotkaliśmy kilka pielęgniarek ze Szkockiego Kobiecego Oddziału Czerwonego Krzyża. Poinformowały nas, że dr Elsie Inglis, szefowa oddziału, postanowiła pozostać z rannymi i wezwała piętnaście ochotniczek spośród czterdziestu pięciu pielęgniarek tworzących oddział. Były nieco zdenerwowane tym, jak Niemcy mogą się zachować po wkroczeniu do Kruševaca. Byłem w stanie poinformować je, że z tego, co udało mi się dowiedzieć, wojska cesarskie dobrze zachowywały się w Serbii i dość dobrze traktowały serbskich rannych. Prawdopodobnie była to polityka z ich strony, ponieważ zależało im na pojednaniu ludności, a tym samym ułatwieniu okupacji kraju. Słyszałem nawet doniesienia, że opatrywali rany lekko rannym serbskim żołnierzom i wysyłali ich z powrotem do swoich oddziałów, aby rozgłaszać, jacy są humanitarni. Ponadto sprzedawali chłopom sól za kilka centymów za funt (sprzedaż soli w Serbii jest monopolem rządowym i przynosi duże dochody, co czyni ją drogim towarem) i dostarczali cukier za jedną piątą zwykłej ceny. Wszystko to miało oczywiście na celu, że tak powiem, przekupienie ludności i przekonanie jej, że Niemcy nie są tak czarni, jak ich reputacja.


Od tego czasu spotkałem dr Elsie Inglis w Londynie, po jej uwolnieniu przez Niemców, i przekonałem się, że nie miała powodu, by żałować, że została przy swoich rannych. Chociaż Niemcy obchodzili się z nią i jej pielęgniarkami z pewną dozą niepotrzebnej brutalności i szorstkości, nie były one w rzeczywistości źle traktowane i miały satysfakcję, wiedząc, że ich oddanie obowiązkom nie poszło na marne. Początkowe dobre traktowanie ludności serbskiej przez ich zdobywców zniknęło, gdy uznali, że nie ma już takiej potrzeby. Gdy już całkowicie opanowali Półwysep Bałkański, zrobili „porządek” ze wszystkim. Owce, świnie, bydło, zboże, metale, drewno opałowe itp., jednym słowem wszystko, co mogło być w najmniejszym stopniu przydatne dla ludności niemieckiej, zostało wysłane do Ojczyzny, a ludność serbska głodowała. Ale to już dygresja. Revenons a nos moutons[fr wrócmy do głównego tematu]. Ponieważ było pewne, że dwadzieścia cztery godziny to najdłuższy okres, w którym możemy mieć nadzieję na bezpieczne pozostanie w Kruševacu, rozpoczęliśmy przygotowania do dalszej podróży. Ponieważ stało się jasne, że ciągnięcie naszego powozu w trudnym terenie jest ponad siły naszych dwóch koni, postanowiliśmy dodać trzeciego. Kupiliśmy więc niewidome zwierzę, które pierwotnie odrzuciliśmy. Był najsilniejszy z całej trójki, a gdy umieściliśmy go między dwoma pozostałymi, jego brak wzroku został w znacznym stopniu zneutralizowany. Kiedy następnego ranka wybrałem się na spacer po mieście, zauważyłem ogromny kontrast w stosunku do tego, co było tydzień wcześniej. Tłumy uchodźców, które wypełniały je w nadmiarze, zniknęły, ponownie uciekając przed najeźdźcą. Wraz z nimi odeszła spora część stałych mieszkańców. Połowa sklepów i hoteli była zamknięta, a ulice niemal opustoszałe. Ożywienie, jakie tam panowało, pochodziło od wojska. Niekończący się strumień żołnierzy i wozów przelewał się przez miasto i zmierzał do niebieskiej linii gór, za którymi znajdował się Sandżak Nowego Bazaru.


Spotkany oficer opowiedział mi kilka wzruszających historii o królu Piotrze. Starzejący się monarcha, pomimo słabnącego zdrowia, uważał za swój obowiązek spędzać dni pośród swoich wiernych żołnierzy. Zawsze można go było znaleźć w miejscu zagrożenia i inspirował swoich żołnierzy spokojną odwagą, którą okazywał na polu bitwy. Towarzyszył Drugiej i Trzeciej Armii prawie do Ćupriji i niemal nieustannie znajdował się pod ostrzałem. Podjechał do linii walk swoim samochodem, ale kiedy już tam dotarł, wsiadł na konia, aby wejść w strefę ognia. Wszędzie był przyjmowany z bezgranicznym entuzjazmem. Karadziordżewicze zawsze byli rodem walczącym, a król Piotr jest wierny krwi swoich przodków. Ten sam oficer, który należał do Sztabu Głównego, przedstawił mi techniczne podsumowanie działań serbskich armii, z których pierwsza przeciwstawiła się generałowi von Gallwitzowi w okolicach Kragujevaca, a druga i trzecia próbowały zagrodzić drogę armii feldmarszałka von Mackensena w jej zejściu doliną Morawy. Podział niemieckiej armii inwazyjnej na dwie części był spowodowany uporem serbskiej obrony w dolinie Morawy. Feldmarszałek von Mackensen dostrzegł, że nie jest w stanie przełamać serbskiego oporu frontalnym atakiem na ich pozycje. Sprowadził więc dwie nowe dywizje, by wzmocnić oddziały pod dowództwem swojego podkomendnego, generała von Gallwitza, i wysłał te siły, by zagroziły serbskiej lewej flance. Zmusiło to feldmarszałka Putnika do wysłania do zagrożonego punktu oddziałów wziętych z sił utrzymujących dolinę Morawy oraz z sił przeciwstawiających się na wschodzie natarciu Bułgarów. Od tego momentu równowaga została zachwiana. Bułgarska dywizja atakująca linię Zaječar-Paraćin odzyskała swobodę ruchu, nie znajdując nikogo, kto mógłby się jej przeciwstawić i została wysłana w celu wzmocnienia armii, która zajęła linię Knjaževac-Saint Nicholas [przełęcz na granicy z Bułgarią] (utraconą na rzecz Serbów z winy aliantów) i której misją było zdobycie Niszu. Dzięki posiłkom z linii Zaječar-Paraćin Bułgarzy maszerujący na Nisz mieli przewagę liczebną trzy do jednego.


Wierzchołek kąta utworzonego przez połączenie dwóch frontów został zagrożony, a Serbowie, aby przywrócić swoją pozycję, musieli ustąpić na całym froncie. Operacja ta stanowiła bardzo delikatny problem ze względu na ekstremalną długość frontu, trudności w utrzymaniu łączności tak rozproszonych oddziałów, niewystarczające środki komunikacji, a zwłaszcza ciągłe zagrożenie, że dwie flanki mogą zostać przełamane przez wroga o tak dużej przewadze liczebnej. Interwencja dwóch nowych niemieckich dywizji wystarczyła, by przyspieszyć bieg wydarzeń. Wznowiło to całą taktykę feldmarszałka von Mackensena. Pozwolił Serbom zorganizować obronę, a następnie, po poświęceniu czasu na dokładne rozpoznanie ich pozycji, zebrał swoje rezerwy i kierując miażdżący atak na wybrany punkt, zmusił całą armię do wycofania się do nowe pozycje, aby uniknąć przełamania na pół. Nie ma nic nowego w takiej taktyce, ale feldmarszałek von Mackensen zastosował ją z cudowną precyzją i konsekwencją, kalkulując wszystko, przewidując wszystko i nie pozostawiając niczego przypadkowi. Jego ogromna przewaga liczebna, a zwłaszcza przewaga w broni ciężkiego kalibru, pozwoliła mu uderzyć z siłą młota kowalskiego na cienką, długo przeciąganą linię bitwy, którą Serbowie byli zmuszeni utrzymywać, aby pokonać ciągłe zagrożenie ruchem oskrzydlającym. Armia niemiecka, jednym słowem, przebiła się od Dunaju do linii Kruševac-Kraljewo za pomocą pocisków i szrapneli. Masy piechoty i kawalerii zawsze stanowiły zagrożenie, ale rzadko były angażowane. Teraz armia serbska znalazła się tyłem do gór i nie miała innego wyjścia, jak tylko wycofać się, Pierwsza Armia przez przełęcz z Kraljewa do Mitrowicy przez Raszkę, a Druga i Trzecia Armia przez 70-kilometrowy wąwóz górski biegnący z Kruševaca do Kuršumliji.


Na zdjęciach poniżej król Piotr I w czasie odwrotu

611aefd7-d60a-4e37-af91-2726a6744e3f
787480d0-3894-41f8-a92e-9249f835b8be
932c849c-3829-41f5-a7c3-6137d9ddfda2

Komentarze (0)

Zaloguj się aby komentować