Dzień dobry,
Tym razem przychodzę do Was nietypowo, bo z recenzją zeszytu i tu... atramentu
Na tapet biorę zeszyt Hugo Bossa, marki, której nie podejrzewałbym o artykuły piśmiennicze. Może o inne artykuły z tej kategorii: podkładkę na biurko, jakiś ciekawy kałamarz, ale niekoniecznie o zeszyt.
Zeszyty w zależności od wielkości są w miękkiej okładce (mniejsze - A5) lub sztywniejszej imitującej szkórę (większe - B5). Wybór padł na mniejszy egzemplarz, bo bardziej pasuje do wielkości cyfrowego notatnika BOOX, którego używam codziennie. Choć okładka jest miękksza, to jednak dalej na tyle sztywna, że przeważa przy pierwszych stronach. Pierwsze wrażenie jest całkiem przyjemne, okładka jest matowa z poziomymi paskami w innym odcieniu. Linie na stronach są proste, bez żadnych ozdobników, takie jak lubię.
Ale tu kończą się zalety, bo strony są zbyt cienkie i przebijają to co się na nich pisze piórem. A sama linia czarna, co przy ciemnych atramentach może nie jest problemem, ale fiolet, to już pierwszy z tych "jaśniejszych" przy którym zaczyna przeszkadzać.
Do tego od znajomych w pracy dostałem tusz, bo ja się przecież inetresuję piórami
Tusz okazał się być atramentem Banmi Glitterink Ink, w kolorze Sirius, który jak nie trafi się Wam jedna z niewielu drobinek brokatu, jest zwykłym fioletem. No właśnie ten brokat to trochę lipa, bo machałem jak debil buteleczką kilka minut, żeby nabrać go do pióra, ale za żadnym mi się nie udało. Może ze strzykawką by się udało. Nie mam aż tyle cierpliwości, więc zakładam, że ten brokat to niestety ściema.
Obrazek z buteleczki też nijak się ma do właściwego koloru, bo nawet po rozlaniu tak nie wygląda
I to by było na tyle, oba przedmioty średnio udane, z przewagą zeszytu bliżej tej pozytywnej strony.
Może następnym razem się uda, więc dalej wracam do zeszyciku od MB i atramanetów: Golden Lapis od Edelsteina (mniej poważnego) i Blue Permanent od MB (na poważnie).
#piorawieczne #zeszyt #atrament #banmi #hugoboss




