Donovan Mitchell żyje w pomalowanym i na linii rzutów wolnych. Indiana Pacers nie mają na to odpowiedzi. Gwiazdor Cavs 68 ze swoich 124 punktów w tej serii zdobył w paint, 33 z osobistych.
W dwóch pierwszych meczach nie zrobiło to na tyle różnicy, żeby obrócić spotkanie na korzyść Cavaliers, ale już dziś - przy praktycznie pełnym wsparciu kolegów (Garland wciąż gra z urazem) - to Cleveland wzięli swój pierwszy wyjazdowy mecz. Mitchell po raz kolejny zagrał mecz z dorobkiem powyżej 40 punktów, a konkretnie dał od siebie 43 i dorzucił jeszcze 9 zbiórek i 5 asyst.
Przez pierwsze prawie siedem minut meczu punkty dla Pacers zdobywał tylko Myles Turner, pozostali gracze szukali swojego rzutu, a Cavaliers w tym czasie zrobili 15 punktowe prowadzenie. Indiana mimo to dociągnęła kwartę do remisu 32-32, co mogło zapowiadać, że spotkanie wcale nie było takie jednostronne, ale jednak druga kwarta skończyła się dla gospodarzy 21-puntkowym pogromem w wykonaniu Cavs (34-13).
Pacers zrobili kilka runów w trakcie spotkania (i to częściej, gdy Haliburton siedział na ławce), ale Cavaliers za każdym razem udało się odeprzeć próbę powrotu Indiany i sprawienia trzeciej w serii niespodzianki.
Nieoczekiwanie Max Strus (20 punktów, 7 zbiórek i 7 asyst) jest drugim najlepszym zawodnikiem Cavaliers w tej serii. Trafia ważne trójki, ma świetną energię, dobrze podwaja i nie daje żadnego komfortu Haliburtonowi na boisku. Bronił go dotąd w 70 częściowych posiadaniach i Hali w tym czasie oddał tylko 4 rzuty (trafił 1) - a co ważniejsze - rozdał tylko jedną asystę.
„Z takim gościem u boku poszedłbym na wojnę. Jest urodzonym zwycięzcą” - chwalił dziś kolegę Donovan Mitchell.
Cavaliers uniknęli kompromitacji i w serii mamy 2-1. Kolejny mecz z niedzieli na poniedziałek o 2:00 naszego czasu.
#nba
