Co prawda mam od wczoraj rano na głowie tyle gówno spraw, ze nie mam czasu nawet na rysunek do #inktober , ale znalazłem wczoraj chwilę (2h) na obejrzenie filmu reklamowanego jako rewolucyjny horror i wogole majstersztyk Edgara Wrighta jakim jest "Last night in Soho".

Nastawienie miałem nijakie, czyli standardowo do filmu, o ktorym nic nie chcialem wiedzieć przed seansem. Ot obejrze sobie film i zobaczę czym mnie zaskoczy.

A zaskoczyć miało mnie wszystko. Od scenografi poprzez montaż, grę aktorską, ścieżkę dźwiękową itp filmograficzne pierdu pierdu.

I co? I gówno. Cały Wright.
Niby wszystko jest tak jak zapowiadano. Przepiękne ujęcia, idealny dobór aktorów (jedynie dr. Who sie nie popisal), montaz, muzyka, zmysł kolorystyczny i... to wszystko.

Ten film to zwyczajnie wydmuszka. Jak Baby Driver, Scott Pilgrim czy hot fuse.

Cierpi to cos na tę samą przypadłość, co poprzedniki wyrezyserowane i pisane (nawet w kooperacji z kims innym) tego rezysera.

Probuje chrzcić się go na nowego Paula t. Andersona, a tak naprawdę gosciu ma do zaoferowania tylko obrazy. Obrazy bez żadnej głębi.

I tak jak w poprzednikach to się sprawdzalo, tak w tym wypadku rezyser wciska widzowi ten sam cienki kit pod płaszczykiem filmowego katharsis, do którego nie dochodzi.
Scenariusz pisany na kolanie. Mozna by z niego zrobic kryminal dedykowany typowo dla tv w latach 90 w Niemczech jak rządziła cobra11.

Nawet ta plastyczność kadrów ustąpiła miejsca typowo cyfrowym ujęciom, ktore, choc miały miejscami przeblysk geniuszu to ostatecznie wydaje się, ze postawiono bardziej na rozdzielczość niż wizualnosc.

Sam twist fabularny jest nie tyle z dupy, co okazuję się, ze wszystko co widzielismy wczesniej w trakcie projekcji moglo by właściwie byc pominiete. Typowy przerost formy nad trescia.

No słabo. Gora 4/10

I tu proszę państwa wchodzą dwie główne kobiece role.
Anya Taylor Joy i Thomasim McKenzie.
Dziewczyny kradną show w kazdej scenie. Ta druga zresztą zasługiwała na najwyższe nagrody. Takich wcieleń w rolę nie widziałem od czasu ostatnich dokonań Daniela Day Lewisa.
I za to. Tylko za to. 6/10.
Choc one zasługują na 10.

Przepiekny pokaz aktorstwa w zderzeniu z malo zachwycajacym filmem.
Nawet klimat robily one, a nie scenografia, ujecia i montaz, zwlaszcza w scenie tanca.

#filmy #ogladajzhejto #ogladajzrebuzem #plakatyfilmowe
6fe758bf-0f74-4cc5-b031-5f00e47ddac2