#asg #pasta #opowiadanie

Niedawno byłem na 48h evencie asg I miałem nagły atak weny. W związku z nim popełniałem pastę/opowiadanie/wysryw i pomyślałem że wrzucę tutaj, jak wam się spodoba to będę wrzucać więcej.


📒 SRACZ #1 — Subiektywnie Raportowane Autorefleksje Ciemiężonego Zastępcy

🎨 Koloryzowany przebieg MARSH 2025 okiem 2IC Verony (Nomad) – Triciak


Akt 1

Piątek.


Pierwsze Starcie

(Czyli jak zacząć z ujemnymi punktami)


Godzina 11:45. Jakże klasycznie – nie zmieściliśmy się wszyscy na pokład. Pół drużyny w STARze, pół w stanie zawieszenia między „zaraz wejdziemy” a „chyba nie tym razem”. Zaskoczenie? Żadne. Ale luz – przecież mieliśmy dostać banalnie proste zadanie. Zabezpieczenie kopalni złota – brzmi jak robota dla ochroniarza z galerii handlowej, a nie dla ponad 30 zmotywowanych ludzi z zaawansowaną wiedzą o grzebaniu się w błocie.


Byłem spokojny. Mieliśmy przewagę liczebną, doświadczenie i... no dobra, nie mieliśmy zbyt wiele granatów, ani RPG, ani blokady na drogę ale kto by się przejmował.


12:00 – klaksony wyją, syreny jęczą, a moje PTSD z poprzednich edycji właśnie się przeciąga i rozciąga jak stary kondom w kieszeni ładownicy. Inni ruszają – my siedzimy. Zastępca cierpi. Ale rozkaz to rozkaz, a wojsko to nie festyn.


12:15 – ruszamy. Z kabiny krzyk: – „Nie jedziecie na Kopalnię! Straciliśmy PORT!” W jednej chwili czuję, jak w moim organizmie uruchamia się tryb „zimny pot + groźne słowa w myślach”.

Strata PORT-u to nie żarty. To jakby ktoś zajął lodówkę pełną piwa w środku sierpnia – trzeba odbić, natychmiast.


Przejazd: 3 minuty. W głowie: cały plan szturmu, lista pseudonimów, modlitwa o brak gunnerki. – „Desant!” – wrzeszczy Długi. Wyskakujemy jak sprężyna z gearboxa. Krzaki, azymut, tyraliera. – „Puma na szpicy! QRF na lewą, flankować!” Prawie dodałem „a ja na offgame po kawę”, ale ktoś już strzela – czas wrócić do rzeczywistości.

Pierwsze strzały. Nie ma chętnych na zostanie bohaterem. – „Kto pierwszy, ten martwy” – stare porzekadło piechoty błotnej.


Interweniuję. Zastępca nie może się grzebać – trzeba wyglądać jakby się wiedziało, co się robi. – „Badguy, pchaj sekcję z prawej!” Reakcja natychmiastowa – jakby tylko na to czekał. Aligator rusza pierwszy, za nim Blade i reszta. Dołączam za nimi.


Szturm. Minęliśmy wzgórza. Przedpole, namiot PORT-u, promienie słońca odbijające się od bladych twarzy w krzakach – jakby ktoś reklamę farby maskującej kręcił.

– „Warto było pomalować gębę” – myślę, otwierając ogień.

Efekt zaskoczenia działa. „Ranny!”, „Hit!”, pomarańczowe kamizelki jak kwiaty nadziei. Biegnę na lewo – 2IC nie może umrzeć nieprzydatny, trzeba pociągnąć główne siły do przodu.

Na górkach: – „Chłopaki, pchamy! Macie bezpieczne podejście, ale tylko przez chwilę, więc wpieprzać się póki świeżo!” Przy drodze sekcja QRF tłucze się z gunnerką jak biedronka z Lidlem – w Impasie. Bez RPG nie mają szans, ale odciągają uwagę. Szacunek dla frajerstwa z honorem.


Finalny atak. Blisko namiotu, ale przeciwnik zrozumiał, że nam zależy. Granaty. Jeden, drugi, trzeci – przedpole PORT-u mieni się pomarańczowo.

Nie ma wyboru, ponawiamy podejście, dzielnie jak żuk gnojarz powoli pchamy się naprzód.

Namiot już blisko, podejście wygląda bezpiecznie. Biegnę, czuję że muszę. Zastępca nie może odpuścić, nawet jeśli nie ma granatu. Nagły ból – goła szyja, klasyka. – „Ranny! Medyka!” – leżę w trawie, modlę się o zespół ratunkowy lub teleport.


Po chwili dociera do mnie Badguy(chyba?) i wracam do gry. Widzę, że sytuacja nie jest kolorowa – dużo trupów, kilku rannych, Gunnerka zmienia ekipy przy drodze w ser szwajcarski ale nacieramy.

I znowu – te cholerne granaty.

Nasza ekipa w koło portu posiekana. Trzeba ich zastąpić, nie ma innego wyjścia. Biegnę. Dostaję drugą serię. Tym razem – spacerek na respa.

Komentarze (0)

Zaloguj się aby komentować