121 + 1 = 122
Tytuł: Kentucky Route Zero
Developer: Cardboard Computer
Wydawca: Annapurna Interactive
Rok wydania: 2013-2020
Gatunek: Przygodowa
Użyta platforma: Switch
Ocena: 5/10
Gra tak alternatywna, że nawet miała recenzję w Dwutygodniku. A ja aby podkreślić swą pretensjonalność piszę tego posta w modnych okularach zerówkach.
Wikipedia twierdzi, że ta gra to point-and-click, ale tak naprawdę spełnia może minimalne kryteria gatunku jednak efektywnie gra się jak w VNkę, wybieramy kwestie, możemy się trochę ruszać, czasem możemy coś podnieść, jest nawet kilka prostych zagadek w całej grze, ale realnie mamy mały wpływ na przebieg akcji. Nie ma nawet alternatywnych zakończeń, chociaż możemy wpłynąć na pewne jego aspekty.
W grze na początku poznajemy Conwaya i jego psa (imię do ustalenia). Gościu jest dostawcą i musi się dostać na ulicę, o której nikt nie słyszał. Niedługo dowiadujemy się, że można się tam dostać przez tytułową route zero, ale do tej — dla odmiany — nikt nie wie jak dojechać. I tak się to kręci, w miarę postępu gry poznajemy nowe postacie, poznajemy historie ich życia i podziwiamy te wszystkie dziwne rzeczy dziejące się dookoła.
Na początku jest nawet fajnie, szczególnie jak poszczególne wątki się ze sobą zazębiają, jak powoli dowiadujemy się o działalności tajemniczej gorzelni albo jak gra się bawi narracją. Potem ta dziwność zaczyna nudzić, a poszczególne lokacje są coraz mniej interesujące. Być może jest to spowodowane tym, że gra powstawała przez wiele lat — w formule epizodycznej — i od początku miała mieć 5 aktów, więc twórcy starali się je czymś wypełnić. Szczególnie w aktach III i IV ma się poczucie, że wiele miejscówek zostało dodanych na siłę. Końcówka jest nawet ok, ale jakoś nie porusza.
Ogólnie można pograć jak będzie na jakiejś sporej promocji i nie będziecie mieli mocy na nic z gameplayem. No chyba, że nosicie śmieszne okulary i chodzicie do opery to wtedy trzeba zagrać koniecznie!
#gamesmeter #kentuckyroutezero
