Nic nie wniosę do tematu, ale tylko sobie skomentuję: pomijając osobistą nienawiść do podłużnych dekantów (które przewracają się z pozycji pionowej i turlają z poziomej oraz ciężko je komfortowo złapać żeby psiknąć ten maleńki atomizerek niczym w samplu 1 ml) - to ich największą wadą pod kątem prezentowym jest brak miejsca na sensowną etykietę. To właśnie etykieta jest najlepszym elementem wręczanych dekantów. Nie udajemy, że to firmowe, zafoliowane dekanty prosto z fabryki. Wręcz przeciwnie - one są własnoręcznie robione, więc etykieta nadaje im jeszcze więcej duszy. Poza ładnym fontem i jakimś szablonem graficznym, można wydrukować grafiki związane z obdarowywaną osobą (sztampowy przykład - serduszko, jeśli to prezent dla partnerki), albo nawet nie drukować a ręcznie coś namalować i napisać na papierze samoprzylepnym. Jeśli zrobi się to estetycznie, to taki prezent wygląda przeuroczo. Zwłaszcza, jeśli dekanty wyglądają podobnie (ten sam szablon i font), ale na każdej etykiecie jest np. inny rysunek. Widać wtedy napracowanko i rękodzieło. Oczywiście zgodzę się, że szkoda, że atomizer jest plastikowy, ale wszystkie prezentowe dekanty wręczałem właśnie w klasycznych standardowych buteleczkach, bo ostatecznie wygrywała jeszcze jedna kwestia, prozaiczna i praktyczna - wiem na 100%, że one nie przeciekają i dają piękne chmury.