Pościk numer 1000, a w nim o tym jak kiedyś wyglądał chrzest(i troszkę o wywodzie) 


Kiedy w końcu nowe życie zostało wypchnięte z wnętrza ciała, dla matki rozpoczynał się okres zwany połogiem. W owym czasie kobietę uznawano za nieczystą i w związku z tym poddawano ją izolacji trwającej przez kolejne mniej więcej sześć tygodni. Przez ten okres nie mogła ona brać udziału w życiu religijnym ani też podejmować kontaktów towarzyskich. Uważano bowiem, że świeżo upieczona matka jest łatwym celem dla samego lucifero, dlatego należy ją chronić wszelkimi możliwymi sposobami. Robiono to m.in. poprzez trzymanie jej z daleka od ciemności, które ułatwiały dostęp mrocznym siłom nie z tego świata.


Po sześciu tygodniach odosobnienia kobieta ruszała do kościoła na tzw. wywód. Podczas mszy wszystkie nieczyste kobietki klęczały na schodach do kościoła trzymając w rękach świecę i różaniec. Po tej oczyszczającej uroczystości następował powrót do normalnego życia w społeczności.


Co do dziecka, dla niego najważniejszym momentem w początkowym etapie życia był oczywiście chrzest. Starano się, by odbył się on jak najwcześniej ze względu na wysoki odsetek zgonów wśród maluchów. W szybkim chrzcie widziano ratunek dla małych duszyczek, które bez owego sakramentu, jak ówcześnie wierzono, były skazane na wieczną tułaczkę po tym łez padole.


Matka, która zwykle była nadal w swoim domowym areszcie, nie mogła w tej sytuacji brać udziału w części kościelnej. Za to bardzo ważną rolę podczas uroczystości pełnili rodzice chrzestni zwani wtedy kumami, kumotrami lub też trzymaczami. Zaproszenia w kumy absolutnie nie można było odmówić, mogło to bowiem ściągnąć na dziecko chorobę, a nawet śmierć.


Zachowanie dziecka podczas chrztu w kościele miało być małą wskazówką co do jego dalszych losów. Ruchliwy i głośny bobas miał przed sobą świetlaną przyszłość, tymczasem cichutkim maluchom wieszczono mniej radosny żywot. Najgorszą rzeczą, która mogła wydarzyć się podczas ceremonii, było zgaśnięcie świecy trzymanej przez matkę chrzestną. Pokutowała bowiem wiara, że oznacza to rychły zgon małego.


Także po powrocie z kościoła czyniono pewne rytuały mające przynieść pomyślność dziecku. Zwykle najpierw kładziono dziecko np. pod stołem(na którym umieszczano chleb, aby dziecko w przyszłości zawsze mogło znaleźć na nim pokarm i najeść się do syta), by następnie mogło ono zostać podniesione przez ojca. Wedle zwyczaju, który był powszechny m.in. na Kaszubach, rodzic trzykrotnie unosił malucha do góry, całował, tulił i kołysał w ramionach. Tak czyniąc wyrażał on miłość do dziecka oraz zobowiązywał się do jego wychowania.


Następnie matka chrzestna przenosiła dziecko na matczyną pościel, by dobrze się rozwijało i szybko zaczęło korzystać ze swoich nóżek. Kolejnym ważnym rytuałem było pokazywanie dziecka wszystkim obecnym w izbie, gdzie chrzestna podchodząc do każdej osoby podawała dziecko do ucałowania. W ten sposób maluch w przyszłości miał być bardziej towarzyski i miły względem innych.


Kolejna część zależała od płci dziecka. Jeśli była to dziewczynka, matka chrzestna niosła ją do płyty kuchennej, komory i skrzyni z odzieżą; tam dotykała rączką małej misek, garnków, maszyny do szycia, wszystko to po to, by wyrosła ona na dobrą gospodynię. Podobnie wyglądało to w przypadku chłopca, którego oprowadzał ojciec chrzestny. Celem były w tym przypadku narzędzia i sprzęty gospodarskie.


Prezentami, które zwyczajowo przekazywali chrzestni, były m.in. sztuki materiału, srebrne monety, woreczki z pieniędzmi czy też symbole religijne. W przypadku bogaczy często przekazywano srebrne sztućce(imienne), biżuterię, spore sumki, nieruchomości, a niekiedy nawet i całą wioskę. Wszystkie dary miały dopomóć dziecku w dobrym życiowym starcie. Za dary nie dziękowano, unikano tego ze względu na wierzenia, że może to sprowadzić na chrześniaka choroby i pecha.


Część domowa nie trwała długo, z reguły szybko opijano zdrowie dziecka, na stole gościły więc tylko trunek i mała przekąska taka jak placek, kołacz, chleb lub kiełbasa. Czyniono to ze względu na matkę, która zwykle nadal nie wykurowała się w stu procentach po trudach porodu, byłoby więc nietaktem nadużywać gościnności gospodarzy. 


Jeszcze jednym interesującym zwyczajem było pieczenie drożdżowej kukiełki, który to obowiązek spadał na matkę chrzestną(która mogła też zamówić ją od osoby specjalizującej się w takich wypiekach, tzw. specjalistki). Taki podarunek trafiał do chrześniaka na wiązowiny(jak nazywano mały poczęstunek podczas chrztu) i z okazji pierwszych urodzin.


Dziecko kładziono obok kukiełki, co miało na celu sprawdzenie czy rośnie ono jak należy. Następnie rodzice oraz chrzestni dzielili kukiełkę pomiędzy siebie i zjadali co do okrucha za zdrowie dziecka. 


#necrobook #wierzeniaizwyczaje #chrzest #wywod #bylominelo

Komentarze (2)

Umypaszka

@AbenoKyerto tylko jakiego okresu dotyczy wpis? Bo daty brak i nie wiadomo czy to z 200AD, 1200 czy 1700. brak mi też źródła


a poza tym to gratki z okazji 1000 wpisu!

AbenoKyerto

@Umypaszka Jeśli chodzi o źródełka, informacje pochodzą z książek:

- Agnieszka Nowak, Folklor i zwyczaje w Polsce

-Teresa Kokocińska, Polski rok: tradycje i obyczaje

- Barbara Ogrodowska, Święta polskie oraz polskie tradycje i obyczaje


Czas to okres ostatnich paru stuleci, na przykład wywód był podobno praktykowany jeszcze w zeszłym wieku.

Zaloguj się aby komentować