#perfumy
Z dziennikarskiego obowiązku, spieszę donieść, że przetestowałem następnego Ensar Oud- Albanian Van Gogh Pure Parfum. Tym razem, to nie jest attar, a spray. 
Niestety miałem sampla “splash”, więc i pewnie zapach rozwijałby się inaczej, gdyby był aplikowany z atomizera.
Do rzeczy. Początek to mnóstwo energetycznego i musującego soku z cytrusów w towarzystwie słodkawej róży. Momentalnie przypomniał mi się smak oranżadki w proszku, za szczeniaka zlizywanej  z ręki, oczywiście bez całej towarzyszącej temu chemii. Jest fajnie, ale jeszcze lepiej robi się po chwili, gdy na moment wybija się naturalna ambra, słodka i jednocześnie “cielesna”, w towarzystwie tłustego irysa. Te akordy nie zaburzają owocowego charakteru kompozycji, a wręcz dodają mu uroku i gładkości. Pod koniec pojawia się trochę nut drzewnych, no i one nie bardzo mi pasują do całości.
Szacunek dla twórcy tej kompozycji budzi naturalność zapachu, szczególnie akordów owocowych. Są jak świeżo wyciskany sok z mandarynek, pomarańczy. No, to jest sztos, rzadko spotykałem tak naturalny aromat.
Generalnie Albanian Van Gogh, to całkiem fajny, świetlisty i lekki zapach. Można powiedzieć, że wręcz świeżak i świetnie sprawdzi się w wyższych temperaturach.
Nie jestem miłośnikiem takich klimatów, ale z flakonikiem tego cuda mógłbym zaprzyjaźnić się.
Gdyby nie ta cena …
143ee105-3536-449a-be29-fb5840271713

Zaloguj się aby komentować