#perfumy #recenzja
AREEJ LE DORE – ANTIQUITY II
Flaszkę kupiłem bardziej z ciekawości, aby przekonać się, czymże jest to osławione ,,Antiquity’’. Nie zdecydowałem jeszcze czy zostaje u mnie czy pójdzie dalej w świat, niemniej jednak pierwsze wrażenia są pozytywne.
W moim odczuciu jest to bardzo dobrze poskładane pachnidło, zgodnie ze sztuką i zasadami tego rzemiosła. Nawiązanie do starej, francuskiej szkoły jest tu ewidentne. Z pewnością trzeba lubić ten specyficzny klimat retro, aby robić podejście do Antiquity II bo jest to swego rodzaju olfaktoryczna podróż w czasie. Dla tych jednak, którzy odnajdują się w takiej konwencji, testowanie tych perfum z pewnością będzie chwilą przyjemną i przywołującą na myśl konkretne obrazy lat minionych. Dla osób, będących zwolennikami bardziej współczesnego podejścia do kreowania perfum, może skończyć się grymasem na twarzy i dezaprobatą.
Poszczególne fazy rozwoju zapachu na skórze są bardzo przemyślane i ma się wrażenie, jakby Russian Adam, przed wypuszczeniem Antiquity II na rynek, testował z zegarkiem w ręku momenty przejścia z jednej fazy do drugiej, aby je perfekcyjnie zaplanować. Jak dla mnie to jest tych faz tutaj nawet więcej niż te 3 zawsze wymieniane. Jest to zapach niewątpliwie zmienny i oferujący całe spektrum doznań. Z drugiej strony przejścia pomiędzy poszczególnymi etapami są niezwykle płynne, co w efekcie daje odczucie spójności. Jedno wynika z drugiego i jest naturalną kontynuacją.
Na początku bergamotka i aldehydy. Nie jest to jednak cytrusowo – brzoskwiniowy wystrzał w nos lecz subtelnie owocowe otwarcie. Z tego co wiem, pierwsza odsłona Antiquity oferowała mocniejsze doznania pod tym kątem. Przynajmniej jeśli wierzyć tym, którzy obie wersje mieli okazję porównać. W przypadku Antiquity II od początku jest bardzo komfortowo, wyraziście ale jednocześnie nienachalnie. W tle, choć jest to dość dyskretny aspekt, wybrzmiewa nieco animalna nuta, która nie wiem do końca od czego pochodzi ale nadaje ona nieco szorstkości, przez co początek może nie być dla wszystkich aż tak prosty do polubienia.
Jeśli chodzi o kolejną fazę to widziałem porównania do Ottoman Empire. Faktycznie, jest tu dalekie echo tego zapachu lecz to jest dość luźne skojarzenie. Prym wiedzie tutaj słodka paczula, jest drzewnie i kremowo. W tej fazie zapach jest najbardziej przyjazny dla otoczenia. Po około 3 godzinach ma się wrażenie, że aromat już przycicha i traci na mocy. Nic bardziej mylnego. W pewnym momencie bowiem powoli zaczyna się wyłaniać piżmo, które po jakimś czasie przejmuje pałeczkę i zaczyna odgrywać główną rolę w całej kompozycji. Nie jest ono specjalnie brudne, niemniej jednak dość wyraziste i intensywne oraz przejawiające nieco zwierzęcy charakter. Jest to jednak zwierzę oswojone i ujarzmione
Baza nie jest cały czas jednakowa i nawet tą fazę można podzielić i wyodrębnić z niej dwa lub nawet trzy dodatkowe etapy. Piżmo przez dłuższy czas dominuje i wprowadza charakterystyczny vintage vibe. O ile początek i faza serca to sięgnięcie wstecz pamięcią, o tyle kolejny etap to już zdecydowanie podróż do przeszłości i skojarzenia z dawną epoką. W tej fazie piżmo najbardziej mi się podoba i pomimo tego, że nie jestem wielkim fanem deer musk, tutaj został ten składnik wykorzystany w sposób uzasadniony, pasujący do całej koncepcji Antiquity.
Gdy wydaje się, że nic więcej zaskakującego nas nie czeka, wtedy nagle zaczyna wybrzmiewać oud, który bardzo fajnie współgra z piżmem. Oud co prawda nie wybija się ani na chwile na pierwszy plan, bardziej użyty został tu do podkreślenia całości i nadania ostatecznego szlifu kompozycji. Robi jednak robotę w bazie.
Projekcja jest solidna. Trwałość wielogodzinna. I tutaj mam mały problem z Antiquty II. Na sam koniec, już po wieeeeelu godzinach, zostaje nadal obecny na skórze zapach, mi kojarzący się osobiście z uryną albo brakiem higieny
Antiquity II to nie jest żaden rewolucyjny zapach więc dla kogoś, kto szuka czegoś, czego jeszcze nie wąchał, to niekoniecznie ta droga. Z drugiej strony, ten retro sznyt jest jednocześnie pewnym znakiem charakterystycznym dla Antiquity II i choćby za to kompozycja ta może zostać doceniona i zasługuje na uwagę. Dodatkowo na plus parametry użytkowe, zmienność i wierność starej szkole perfumowej. To po prostu dobrze wykonane i przemyślane pachnidło w stylu vintage.
Czy rozumiem fenomen Antiquity? I tak i nie. Zakładając, że jedynka jest podobna, potwierdzam, że jest to zapach, który warto sprawdzić i jest to udane dzieło Adama. Uzasadnienia dla horrendalnych cen jakie osiąga pierwowzór (typu 900 EUR za flakon) jednak nie znajduję. Znam i cenię na równi lub nawet bardziej kilka innych kompozycji od Areej le Dore, które na pewno nie ustępują w niczym Antiquity II, a których ceny nie zostały tak wywindowane. Czy flaszka zostanie w kolekcji? To się jeszcze okaże. Nie żałuję jednak zakupu i cieszę się, że mogę Antiquity II przetestować bo to dla osoby, siedzącej w tym hobby, bardzo ciekawe doznanie.
