
W wiekach XVIII i XIX, w różnych częściach Polski stawiano krzyże, tzw. karawaki zwane inaczej krzyżami cholerycznymi, z dwiema poprzecznymi belkami. Nazwa krzyża pochodzi od hiszpańskiego miasta Caravaca, gdzie przechowywano relikwiarz w tym kształcie z drzazgami ze świętego krzyża. Krzyż, jak wierzono, miał chronić przed zarazami (a w historii były to: dżuma, cholera, czarna ospa, tyfus, gruźlica), anomaliami pogody, nieszczęściami i nagłymi zgonami. Od XIV w. zaczął się rozprzestrzeniać po całej Europie. Ostatnio takie krzyże w Polsce były stawiane podczas epidemii cholery pod koniec XIX w. na Kurpiach, Mazowszu Płockim, na Podlasiu. Na karawakach znajdowały się symbole, których rozwinięcie stanowiła modlitwa do św. Zachariasza, mogła być także inskrypcja „Od nagłej, niespodziewanej śmierci, zachowaj nas Panie”. Część tych krzyży w ich naturalnej scenerii można spotkać do dzisiaj.
W sytuacjach zarazy uciekano się także do świętych, z których najbardziej popularny był w Polsce św. Roch, patron kilkudziesięciu kościołów, a także św. Sebastian, św. Antoni, św. Jodok i jedyna w tym gronie kobieta – św. Rozalia.
Do początku XX wieku przywożono jako pamiątkę z włoskiego Loreto tzw. dzwonki loretańskie, gdzie zgodnie z apokryficznym przekazem znajduje się Domek Matki Boskiej. Gdy słyszano pioruny, obiegano dokoła gospodarstwo dzwoniąc dzwonkiem jak najgłośniej, ponieważ wierzono, że dzięki temu zabiegowi piorun nie uderzy w budynki gospodarcze, że odstraszy on płanetników inaczej zwanych chmurnikami, którzy odpowiadają za sprowadzanie chmur burzowych, a którzy, jak sądzono, panicznie boją się dźwięku dzwonka. Wierzono, że dźwięk i wibracje wyznaczają święty krąg, którego nie mogą przekroczyć złe moce. Dzwonek tracił jednak swoją skuteczność, kiedy dzwoniąc ogłoszono nim czyjąś śmierć lub dzwoniono podczas pogrzebu. Dzwoneczki loretańskie obok święconej wody, ziół, gromnicy i świętych obrazów znajdowały się obowiązkowo w każdym gospodarstwie jako tzw. apotropejony czyli środki ochronne pełniące określone funkcje zabezpieczające. Wymieńmy kilka: gromnica towarzyszyła umierającym – wystawiano ją w oknach, by odgonić burzę i ochronić dom przed uderzeniem pioruna; święconą wodą jako uniwersalnym zabezpieczeniem wypełniano domowe kropielniczki, by po przekroczeniu progu móc wykonać znak krzyża, a święte obrazy były ucieleśnieniem sacrum w sferze domowej – modlono się do wizerunków Matki Boskiej, Chrystusa i świętych.
W wielu kościołach najmniejszy dzwon przeznaczano jako dzwon burzowy opatrując go inskrypcją: Fulgura frango – „Pioruny rozłamuję”, ale kiedy władze kościelne wprowadziły pod koniec XIX w. zakaz stosowania tej „metody” odpędzania burzy, zaczęto wznosić specjalne dzwonnice, których głos wzywał do odmawiania modlitwy na „Anioł Pański” oraz na codzienne nabożeństwa majowe i różańcowe. Dla społeczności był on znakiem Bożej opieki, a także informował o pożarze wzywając równocześnie do jego gaszenia. Dzwonki, kołatki i obrzędowy hałas w wielu kulturach pełniły rolę odstraszacza złych mocy, złych duchów, zimy i żywiołów. Dzwony obwieszczają dobre nowiny, ale i biją na trwogę bo dzwon to moc.
Nie znając niegdyś źródła różnych nieszczęść przypisywano je złym siłom, które, jak wierzono, istniały na świecie pod postacią diabła, czarów, nieprzewidzianych wydarzeń. Bano się gniewu bożego i złych uroków rzucanych przez innych ludzi. W celach zabezpieczenia domostwa przed wszelkimi nieszczęściami używano różnorodnych roślin wierząc w ich wyjątkowe właściwości. Święcone w Niedzielę Palmową palmy zatykano po powrocie z kościoła za święte obrazy, a wykonane z nich krzyżyki przybijano nad drzwiami wejściowymi, by strzegły domu przed wszelkim złem. Złe moce miały też odstraszać zawieszane na drzwiach wianki i stroiki wykonane w okresie Wielkanocnym z bukszpanu, symbolu nieustannego odradzania się natury. Podczas Zielonych Świątek z kolei majono ściany domów i płotów młodymi, najczęściej brzozowymi, gałązkami wierząc, że młoda zieleń i ich życiodajna moc ochronią od wszelkiego zła, zarazy, czarów i uroków. Ponadto palono w tym czasie na polach i pastwiskach ogniska, którym towarzyszyły uczty z jajecznicą, wódką i kiełbasą. Spożywane podczas takich uczt jajka miały zabezpieczać przed czarami i czarownicami.
Z kolei obrywane z przystrojonych na Boże Ciało ołtarzy gałązki miały płoszyć czarownice i uniemożliwiać ich praktyki (np. odbieranie krowom mleka). Święcone zaś w oktawę Bożego Ciała wianuszki zawierające gałązki lipy, macierzankę czy rozchodnik zawieszano nad drzwiami wejściowymi lub świętymi obrazami, by ochraniały dom przed pożarem, burzą, uderzeniem pioruna, złym urokiem i czarownicami. Magiczne właściwości przypisywano też drzewom, np. wierzono, że dzięki lipie można unieszkodliwić demony, a oparcie się o pień dębu wiosną daje zdrowie. Czarny bez często sadzony w obejściach, pod domami i innymi budynkami gospodarczymi uznawany był jako siedlisko złych mocy, demonów, duchów zmarłych. Pełnił rolę demonicznej moskitiery, broniąc domostwa przed nieproszonymi gośćmi, by „złe” nie zakradło się do domu.
Chorobom i zarazom nadawano nazwy eufemiczne: „kuma”, „ciotka”, „matka”, obłaskawiano je mówiąc o nich „dobra”. Kolejnym przejawem myślenia magicznego były zabiegi zmylenia. Malowanie twarzy na czarno czy oszukiwanie – np. informując chorobę, że „nikogo nie ma w domu” napisem na płocie czy drzwiach, wystraszanie strzałami z broni i hałasem, wypędzanie dymem, przeganianie słowem „a kysz”. Jeśli te wszystkie sposoby nie skutkowały, oczywiście próbowano przed nią uciec, a kiedy i to nie było możliwe, stosowano różnego rodzaju zabezpieczenia: od modlitwy i kolejnych zabiegów magicznych po obserwacje sytuacji i ziołolecznictwo. Pito wywary z korzenia biedrzeńca i innych bardzo goryczkowatych wywarów. W pewnym momencie popularność zyskał czosnek, nie tylko jako spożywane lekarstwo, ale również jako przedmiot odpędzający zarazę – jego warkocze wieszano w tym celu w domostwach. (cytat za Aleksander Bratek Robotycki).
#necrobook #wierzeniaizwyczaje #etnomuzeum