Dzięki uprzejmości @pedro_migo miałem okazję przetestować 2 zapachy od Abdul Samad Al Qurashi i zobowiązałem się do napisania recenzji co też właśnie czynie. Zaznaczam, że nie miałem nigdy styczności z marką, ani też na dobrą sprawę z tą prawdziwą arabską niszą, pomijając Amouage czy YAS Parfume.

1. ASQ Safari Blue - Otwarcie jest bardzo chemiczne i wręcz koszmarne. Pachnie przez tą krótką chwilę jak najtańszy Bruno Banani. Na szczęście trwa to może 2-3 minuty, a chemia całkowicie znika. Robi się zdecydowanie lepiej i przyjemniej, a do głosu zaczyna dochodzić gorzkawy cytrus ze sporą ilością imbiru. Tak teraz myślę, że może ten chemiczny, ostry i odrzucający na wstępie smrodek to właśnie imbir w przeładowanych ilościach? Nie wiem, w każdym razie od tego momentu zapach jest super, wygładza się i staję się też odrobinę drzewny. Chciałem zaznaczyć, że zdecydowanie nie lubię zapachów z kategorii "blue" natomiast ten mi siedzi. Może dlatego, że nie jest to typowy świeżak jak u konkurencji, że nie jest oklepany i ma w sobie coś innego, ciekawszego od reszty. Są to naprawdę udane perfumy, które mógłbym kupić gdyby był w znośnej cenie. Myślę, że nadzą się na absolutnie każdą okazję i porę roku. Nie ma tu nic skomplikowanego czy trudnego. W pełni noszalne, komfortowe perfumy.

Nie wiem o co chodzi z tym otwarciem rodem z najpodlejszych Armafów, ale można przymknąć oko, wiedząc, że zapach szybko zmieni się w przyjemnym i noszalny.

Zapach: 8/10
Trwałość: 8/10
Projekcja 7/10

Zaznaczam, że nie znam ceny opisywanych perfum, ale podejrzewam, że są drogie. Osobiście nie dałbym za nie więcej niż 5zl/ml.

2. ASQ Amber Vintage - otwarcie przywodzi mi na myśl krowi placek, w który wleciałem za dzieciaka na wsi. Mógłbym przysiąc, że mniej więcej tak zapamiętałem tamten zapach. Na szczęście tak samo jak w przypadku Safari Blue, nieprzyjemna faza trwa jedynie krótką chwilę, a po chwili zwierzak (łajno) znika. Robi się ambrowo, umiarkowanie słodko, ciepło i otulająco. Gdybym miał opisać te perfumy najkrócej jak potrafię to powiedziałbym, że jest to gorzka pomarańcza w towarzystwie słodkich przypraw. No i może wspomniałbym też o zwierzaku, który zaskakuje na starcie, a następnie się wycisza, żeby przez resztę czasu bardzo delikatnie dawać o sobie znać. Otwarcie może odrzucić, ale całościowo to niekontrowersyjne, bardzo przyjemne i niezle jakościowo perfumy. Bardziej w kategorii wieczorowych, niż dziennych.
Co zabawne, przypominają mi w dużej mierze zapach, ktory sam stworzyłem w M061, o nazwie "Spicy Midnight", którego motywem przewodnim jest doprawiona przyprawami pomarańcza z grejpfrutem, oudem i zamszem. Będąc nieskromnym i jednocześnie nieobiektywnym, to moja kompozycja mi się bardziej podoba, więcej się w niej dzieje, a jednocześnie jest mniej zwierzęca co dla mnie samego jest zaletą.

Wracając do Amber Vintage:
Zapach: 7/10
Trwałość: 9/10
Projekcja: 8/10

#perfumy
f3a4a0a6-3695-4619-a22e-39bd77442ac0

Zaloguj się aby komentować