#anime #animedyskusja
Reincarnated as a Sword
12-letniej kotodziewczynce-niewolnicy marzącej o byciu super potężną, wpada w ręce miecz. Nie byle jaki, bo tym mieczem jest MC, który po śmierci odrodził się jako ów broń biała o ogromnej mocy i udziela swoich zdolności młodemu klakierowi, dzięki czemu mogą mieć do bólu generyczne przygody.
Po mega beznadziejnym początku, gdzie w ramach ekspozycji MC chodzi sobie po growych menusach i głośno myśli, a co to jest, a to jest co, a co będzie jak tu kliknę, w dalszej części bajka trzyma całkiem przyzwoity poziom jak na standard growych gówno-isekaiów. Oczekiwałem niewiele i właściwie niewiele otrzymałem, więc wszystko się zgadza. Całość serii to proces levelowania głównej bohaterki oraz jej oręża, zyskują nowe skille, podwyższają swoje statystyki, walczą z co raz silniejszymi przeciwnikami, etc. Poza tym kotodziewczynka podczas kąpieli ze swoim mieczem intensywnie go szoruje, jest napastowana przez MILF elfkę, a jej błyskawiczna kariera w gildii poszukiwaczy przygód jest złośliwie komentowana pedofilskimi skłonnościami guild mastera. Ogólnie rzecz biorąc nawet oglądalne, bo w przeciwieństwie do wielu tego typu tytułów niespecjalnie krindżowe i umiarkowanie zabawne. Ale jeśli mam być szczery to jest jeden z takich tytułów do wrzucenia na PTW i nigdy nie obejrzenia.


