Zdjęcie w tle
trixx.420

trixx.420

Kosmonauta
  • 89wpisy
  • 649komentarzy

spierdotrip enjoyer

394 + 1 = 395

Tytuł: Blaszany bębenek
Autor: Günter Grass
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Kolekcja Gazety Wyborczej
ISBN: 9788389651556
Liczba stron: 572
Ocena: 8/10

Wielka historia opisana przez małego człowieka. Uwaga - będzie długo.

Oskar Matzerath, pensjonariusz zakładu dla nerwowo chorych opisuje swoje życie. W trzecim roku życia nasz bohater postanawia przestać rosnąć, co okazuje się wielce przydatne wobec wydarzeń, które nadejdą. Niedopasowany społecznie, przez większość ludzi uważany jest za niedorozwiniętego, więc nikt nie zwraca na niego większej uwagi. Posługując się blaszanym bębenkiem opisuje świat, przypomina sobie zdarzenia z przeszłości lub rozładowuje napięcie. Jego dodatkową supermocą jest jego głos, którym potrafi - wedle woli - tłuc, lub precyzyjnie wykrawać szkło. Nazywa to "rozśpiewywaniem" szkła. Spróbujmy pokrótce prześlizgnąć się po fabule książki.

Powieść składa się z trzech ksiąg. W pierwszej, która cofa się do początków XX wieku poznajemy dziadków głównego bohatera, Polkę i Kaszuba i ich historię rodzinną. Następnie akcja skupia się na trójkącie w jakim żyła matka Oskara, Agnieszka. Nasz bohater sam nie jest pewny, kto właściwie jest jego ojcem. Czy Niemiec, Alfred Matzerath, właściciel sklepu kolonialnego, z którym zamężna jest jego matka, czy też "przyjaciel rodziny" (a prywatnie kuzyn Agnieszki), Polak Jan Broński. Sytuacja jak widać jest skomplikowana. Na tym tle otrzymujemy bardzo ciekawy obraz przedwojennego, wieloetnicznego Wolnego Miasta Gdańska. Nadchodzi Druga Wojna Światowa, obserwujemy pochód nazizmu, Noc Kryształową i inne dramatyczne wydarzenia.

Księga druga rozpoczyna się wyborną sceną obrony Poczty Gdańskiej, rozpoczęła się bowiem II WŚ. Po upadku poczty, aresztowany i wkrótce stracony przez hitlerowców zostaje Jan Broński. Wkrótce przychodzi uspokojenie. Wojna niby gdzieś tam się toczy, ale w Gdańsku życie płynie swoim rytmem. Tylko mężczyzn w wieku poborowym jakby robiło się coraz mniej. Szesnastoletni już (nadal w ciele trzylatka) Oskar, z pomocą pracującej w sklepie swojego ojca Marii odkrywa swoją seksualność. Fenomenalna scena z musującym proszkiem o smaku wonnej marzanki. Niestety jego kochanka wkrótce zostaje jego macochą, rodzi syna, którego ojcostwo ponownie jest dyskusyjne (wspominałem o skomplikowanych relacjach rodzinnych? :)) W tej sytuacji Oskar, z poznanym wcześniej swoim guru i mentorem, również karłem Bebrą wyjeżdża na występy we frontowym teatrze. To jeszcze bardziej podkręca jego i tak już wybujałe ego. Po powrocie do Gdańska zostaje duchowym przywódcą gangu wyciskaczy, obwołuje się Jezusem. Po aresztowaniu gangu Oskar znowu, korzystając ze swojego wyglądu dziecka wykręca się sianem. Tymczasem zbliża się już koniec wojny. Po śmierci Matzeratha, która zbiega się z wyzwoleniem Gdańska przez sowietów, od kilku lat pełnoletni już Oskar porzuca swój bębenek i podejmuje decyzję o dalszym rośnięciu. Maria natomiast z powodu konfiskaty mieszkania w Gdańsku i ogólnych ciężkich warunków życia pakuje swój dorobek, dwójkę dzieci i wyjeżdża do siostry do Niemiec. Po drodze, w wagonie towarowym, Oskar w bólach i gorączce osiąga 121 centymetrów wzrostu, niestety z czasem zyskując gratis okazały garb na placach.

Księga trzecia to losy powojenne. Nie dzieje się tu nic szczególnie emocjonującego, ale nie jest też w żadnym bądź razie nudna. Zawiera między innymi piękny fragment w długim, włochatym chodnikiem kokosowym i siostrą Dortheą w tle, ale na tle drugiej księgi jest zdecydowanie słabsza. W skrócie - Oskar, jak na garbatego karła radzi sobie w życiu całkiem dobrze. Terminuje u mistrza kamieniarskiego znajdując zadowolenie w obróbce kamieni nagrobnych (przypomina mu to porzucony bębenek), następnie zostaje modelem w ASP. Po wyprowadzce od Marii, która znalazła nowego absztyfikanta, powraca do bębenka i wraz z dwoma poznanymi muzykami zakładają orkiestrę jazzową i dorabiają grając w specyficznej knajpie, aż jej właściciel nie żegna się z tym łez padołem. Oskar po długim namyśle przyjmuje propozycję impresaria, który widział jego występy w owej knajpie. Podpisuje kontrakt na międzynarodowe tournée i nagranie płyt. W końcu zostaje majętnym człowiekiem, ale następuje niefortunna historia z palcem serdecznym, przez którą ląduje w zakładzie dla nerwowo chorych, gdzie mając lat 30 spisuje swoje dotychczasowe życie i zastanawia się co robić dalej. Uff koniec.

Powiem tak - dawno żadna książka tak mnie psychicznie nie wymęczyła. W połowie musiałem sobie zrobić kilka dni przerwy bo czułem jak mózg mi paruje. Nie jest tak, że nic się nie dzieje - wręcz czasami dzieje się zbyt wiele. Powieść napisana jest ciekawym, naturalistycznym językiem, niezwykle plastycznym i groteskowym. Czytając ją, masz wrażenie jakbyś rzeczywiście tam był, wraz z Oskarem przemierzał przedwojenne ulice Gdańska i sycił się atmosferą powojennego Dusseldorfu. Jest dużo fragmentów nacechowanych mocno erotycznie, ale w dobrym stylu, pięknie opisanych, pełnych alegorii i niedopowiedzeń. Są ustępy naturalistyczne, dowiedzieć się można na przykład czym pachną spódnice babki Kolijaczkowej, jak najlepiej łapać węgorze albo czym nie pogardzą mewy. Najsłabszym ogniwem jest tu moim zdaniem osoba głównego bohatera, który w pierwszych dwóch częściach swobodnie i wygodnie korzysta ze swojego wyglądu i zachowuje się właśnie jak dziecko; myśli tylko o sobie choć jednocześnie jest w pełni świadomym swoich czynów. Walnie przyczynia się do śmierci obydwu swoich ojców, jest zarozumiały i przekonany o własnej wyższości. Chciało by się rzec - mały ciałem ale wielki duchem. Irytuje to dość mocno, ale warto przymknąć na to oko, bo w zamian otrzymujemy monumentalną, wybitną powieść o zagmatwanych losach Kaszubów, Polaków i Niemców w ciekawym okresie historycznym. Ja nie żałuję ani chwili spędzonych z tym dziełem, ale z drugiej strony czuję niejaką ulgę że jednak jest już za mną.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
dbe742d2-1ab7-4c86-adae-4787060b5506
Wrzoo

@trixx.420 o matko, chylę czoła. Mimo że mieszkam w Gdańsku, a „Blaszany bębenek” jest tu żywy i teoretycznie fajnie byłoby porównać opis miasta z rzeczywistością, to każda kolejna recenzja upewnia mnie, że ta książka nie jest dla mnie… tym bardziej podziwiam, że udało Ci się ją skończyć

MostlyRenegade

@trixx.420 pamiętam, że przeczytałem to chyba jako jedyny w mojej klasie. Chciałem być cwany i przeczytać zawczasu, a potem okazało się, że nie zdążymy tego omówić.

I zostałem z tą lekturą jak Himilsbach z angielskim...

SuperSzturmowiec

nie czytałem ale film polecam. Niestety trzeba premium na CDA

lub torrent https://devil-torrents.pl/torrent/290563

trixx.420

Przelecialem na szybko podczas lektury. zapowiada się ciekawie i dość wiernie. Widzę że reżyser też uznał trzecia księgę za mniej ciekawą i ją pominął. Niestety w roli Jana Bromskiego występuje olbrychski którego absolutnie nie trawię

Zaloguj się aby komentować

Niniejszym zaświadcza się, że Tomeczek @bartek555 to dobry Tomeczek, słowny, jak obieca że wyśle to wyśle, nie trzeba mu było co miesiąc przypominać :)

Bardzo legancki magnes tego, złoty a skromny. Pozostaje tylko znaleźć honorowe miejsce na lodówce
bc6d16c8-f54d-49a8-bf5a-49d9ab059cef
784c1067-2a26-4e98-a283-eca4c5c2b743
szczelamseczasem

@trixx.420 choinkę muszę wynieść

ErwinoRommelo

Chyba czas zainwestowac w amerykanska lodowe bo sie miejsce konczy na magnesy.

sleep-devir

Lodówka każdego prawdziwego Polaka (-:

Tak, też mam podobną

Zaloguj się aby komentować

#heheszki #humorobrazkowy #humorinformatykow
SOK - Szalony Operator Koparki
8f4055f5-c69c-4f50-9edd-2bd3e8b89554
tankowiec_lotus

U mnie w robocie z kilkanaście lat temu rozerwali kabel telefoniczny grubości ramienia, z tydzień go lepił serwis XD

sierzant_armii_12_malp

@trixx.420 Niech się cieszy? A gdyby Ziemia zaczęła pierdzieć?

Zaloguj się aby komentować

328 + 1 = 329
prywatny licznik: 21/?

Tytuł: Bromba i filozofia
Autor: Maciej Wojtyszko
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Jacek Santorski & Co
ISBN: 9788389763228
Liczba stron: 125
Ocena: 6/10

Kolejne spotkanie (po latach) z mieszkańcami Naszej Okolicy. Tym razem Bromba, jako że interesuje się filozofią, wpadła na pomysł zorganizowania spotkań podczas których wtajemniczy pozostałych mieszkańców w świat filozofii. I tak Gluś-Filmowiec, Fikander z Malwinką, Kajetan Chrumps i Kot Makawity, Psztymucel Nulek oraz bibliotekarz Puciek zbierają się, za każdym razem w mieszkaniu innej Osoby, aby debatować na tematy filozoficzne. Rozmaite - pewność istnienia, prawda, co jest czym i co z czego wynika; dyskutują o rozmowach, czasie, umiarze... Podsumowaniem każdego rozdziału są zapiski bibliotekarza Pućka, który w zabawny sposób streszcza rozmowę w punktach. Całość zamykają dwa dodatki specjalne; jeden to przypowieści filozoficzne w stylu mądrości dalekiego wschodu. Drugi to opera (!) filozoficzna pod znamiennym tytułem "Biegnąc nocą przez pola w przerażeniu", w której uważny czytelnik znajdzie odwołania do starszej książki autora "Tajemnica Szyfru Marabuta" 

Filozofia nigdy nie była w centrum moich zainteresowań, więc nie zaciekawiła mnie zbytnio, ale zawsze miło po raz kolejny spotkać się z mieszkańcami Wojtyszkowego uniwersum. Zwłaszcza że (spoiler) w ostatnim rozdziale pojawia się moje ulubione Zwierzątko Mojej Mamy.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
729651a8-7681-439b-9978-809775037010

Zaloguj się aby komentować

325 + 1 = 326
prywatny licznik: 20/?

Tytuł: Rozmowy o Evereście
Autor: Leszek Cichy, Krzysztof Wielicki, Jacek Żakowski
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Młodzieżowa Agencja Wydawnicza
Liczba stron: 175
Ocena: 6/10

Jak sama nazwa wskazuje - rozmowy o najwyższym szczycie Ziemi. Konkretnie o historycznej wyprawie z zimy 1979/80. Wyprawie, która otworzyła nowy rozdział w historii himalaizmu - do tej pory nikt nie wspinał się na ośmiotysięczniki zimą.

Książka ma postać wywiadów z dwoma wspinaczami, którzy stanęli wtedy na szczycie - Leszkiem Cichym i Krzysztofem Wielickim. Napisana byłą wiosną 1980, więc świeżo po zdobyciu szczytu, przez co wydaje się być mocno spontaniczna, widać że emocje są jeszcze żywe.

Z pierwszej części, udzielanej przez obu alpinistów dowiemy się o historii wyprawy, przygotowaniach do niej jak i o samej wspinaczce. Napisana, czy w zasadzie opowiedziana, ciekawie - porusza całe mnóstwo interesujących wątków. Pokazuje niesamowitą determinację Polaków, którzy przecież w archaicznych dziś ubraniach, wełnianych swetrach pod pierwszymi puchówkami byli w stanie dokonać niemożliwego. Dowiedzieć się można wielu ciekawostek o tamtych czasach, jako jedną z nich można wymienić, że już wtedy Everest był mocno zaśmiecony, wspinacze wspominają, że w drodze na szczyt znajdowali a to jedzenie, a to jakieś wyposażenie pozostawione przez inne ekipy. Jeden z nich wysnuł nawet wniosek że prawdopodobnie udałoby się z tego wszystkiego wyposażyć całą wyprawę.

Druga i trzecia część to wywiady bezpośrednio z tymi dwoma himalaistami zrealizowane w konwencji autobiografii. Bohaterowie opisują całe swoje życie od młodości, przez początki wspinaczki aż po drogę na szczyt. Dla osób znających te postacie zapewne będzie zbędna, ale i tak czyta się z zaciekawieniem.

Jak podsumowanie klasyczne pytania Anetki z HR typu "gdzie widzicie się za xx lat" i rozmaite refleksje o himalaizmie.

Dla fanów - jak najbardziej, choć i osoby nieobeznane z tematem może zainteresować.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
bc4190c7-acb9-4002-a417-203b962694f6

Zaloguj się aby komentować

312 + 1 = 313
prywatny licznik: 19/?

Tytuł: Góry na opak czyli rozmowy o czekaniu
Autor: Olga Morawska
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: G+J RBA
ISBN: 9788375962857
Liczba stron: 249
Ocena: 5/10

Góry na opak, czyli rzecz o górach wysokich i polskich himalaistach, ale nie w formie opisów wypraw (przynajmniej nie bezpośrednio) czy wywiadów ze wspinaczami a właśnie na opak czyli z ich rodzinami. Znajdziemy tu zarówno wspomnienia o już nieżyjących jak i o tych, którzy wciąż jeżdżą na wyprawy. O tych, którzy już na zawsze zostali w górach i tych, którzy dożyli sędziwego wieku i umarli w Polsce.

Autorka jest żoną zmarłego w 2009 roku himalaisty Piotra Morawskiego, więc dobrze zna środowisko i temat o którym pisze. Nawiązała liczne znajomości w tym światku, więc dużo osób się przed nią otworzyło. Niektóre wywiady są bardzo osobiste i emocjonalne. Szczególnie te z żonami i matkami zmarłych himalaistów. Ale jak to w takich zbiorkach bywa - są rozdziały lepsze i gorsze; niektóre są zwyczajnie nudne, rozmówcy mało komunikatywni albo po prostu źle wybrani, nie mają zbyt wiele do powiedzenia o wspinaczach. Całość okraszona jest starymi zdjęciami z prywatnych zbiorów rodzin i kolorową wkładką na środku z - jak mniemam - zdjęciami gór wykonanymi przez zmarłego męża autorki.

Z książki można wyciągnąć trochę ciekawostek ze starych, niemal pionierskich czasów polskiego wspinania, jak masaże odmrożonych stóp w pralce "Frania", czy też jak za PRLu wyglądała organizacja wypraw oraz komunikacja z rodzinami czekającymi w Polsce. Partnerów słynnych himalaistów autorka pyta także jak się poznali oraz w jakich okolicznościach dowiedzieli się o tragicznym wypadku najbliższych.

Dla miłośników gór i himalaizmu, reszty raczej nie zainteresuje.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
c8444f97-3818-4671-a184-bc52e78ef31f
Sielski_Chlop

Góry na opak... Pomyślałem, że chodzi o jakieś wielkie dziury

Zaloguj się aby komentować

304 + 1 = 305
prywatny licznik: 18/?

Tytuł: Za progiem mroku
Autor: Anna Kłodzińska
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Ministerstwa Obrony Narodowej
Liczba stron: 270
Ocena: 6/10

PRL, połowa lat 80 ubiegłego wieku (konkretnie 1986, bo wspomniane są MŚ w piłce nożnej w Meksyku), nasila się plaga narkomanii heroinowej. "Kompot" produkowany jest w ilościach hurtowych, m.in. w ukrytej fabryczce na warszawskiej Pradze. Szefem interesu jest niejaki Blady, a jego zaufanymi dilerami są Morwa, Żagwa i Karniak, którzy (jak do dilerzy) rozprowadzają towar po mieście. Normalnie Breaking Bad po polsku. Co ciekawe, autorka wykazuje bardzo dużą wiedzę w temacie produkcji i zażywania rozmaitych substancji. Swobodnie operuje slangiem ulicznym, poprawnie podaje jednostki i ilości w "działkach dilerskich", przytacza liczne nazwy stosowanych leków opioidowych, zna nawet składniki i sprzęt potrzebny do produkcji kompotu. Zastanawiające.

Na tropie szajki jest już nasza MO, dzielny major Szczęsny (co ciekawe w całej książce nie pada chyba jego imię) depcze już im po piętach. Powieść mogłaby być scenariuszem jednego z odcinków 07 zgłoś się, bardzo podobny klimat z niego przebija. Dużo opisów milicyjnej roboty, poczynań niegodziwców którzy trują społeczeństwo, trochę relacji szpitalnych z ratowania ofiar przedawkowania. Jednoznacznie źle są oceniani użytkownicy dragów, ciągle "margines społeczny", patologia, "chorzy moralnie i fizycznie" i tak dalej w tym klimacie. Z całości wyziera też niemoc i brak możliwości rozwiązania tego problemu. Widać że sytuacja przerosła służby i nie bardzo mają pomysł jak to rozwiązać.

Ugułem - ciekawe, jak wpadnie Ci w ręce a leżą Ci PRLowskie kryminały to można dać szansę. Trzyma nawet w napięciu, nie nudzi a stanowi ciekawy portret swoich czasów.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
2ae8f110-8836-457f-855d-29c2dc3367db
Wrzoo

@trixx.420 Wydawnictwo MON jakoś mi sugeruje, że książka byłaby w jakiś sposób umoralniająca... Jest tak trochę? Czy nie do końca?

trixx.420

Nie jest to takie nachalne, ale ogólne przesłanie jest oczywiste, narkotyki i cpuni to zło!

PanPaweuDrugi

@trixx.420 widzę że temat kontynuujesz ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Jednoznacznie źle są oceniani użytkownicy dragów, ciągle "margines społeczny", patologia, "chorzy moralnie i fizycznie" i tak dalej w tym klimacie.


Przykre. Ciekawe, bo książka wydana prawie 10 lat po słynnych "Dzieciach z Dworca Zoo" która to jednak pochodziła z zupełnie innym poziomem empatii i zrozumienia, ale może dlatego że był to praktycznie pamiętnik autorki.

Dobrze, że czasy się zmieniły i dzisiejsze pokolenia patrzą na to inaczej.

Szkoda tylko, że część tego młodego pokolenia wali mefedron jakby miało nie być jutra, ale nie można mieć wszystkiego.

trixx.420

Już ostatnia, więcej w tym temacie nie mam w kolejce, teraz całkowita zmiana tematuki

Zaloguj się aby komentować

a kuku!
#heheszki #humorobrazkowy #humorponizejpasa
06d07308-1705-4529-81ae-8d437f41d36e
Pirazy

@trixx.420 mysle ze ma to zwiazek z wierzeniami ze kobiece lono odstrasza demony.


Ewentualnie moze to chlop przebrany za babe

Arkil

Napalony knur i tajska dziwka.

Tajska dziwka miała niespodziankę dla knura.

😎

Cinkciarz

Jakoś dziwnie sie ona zmniejsza ku dołowi

Zaloguj się aby komentować

284 + 1 = 285
prywatny licznik: 17/?

Tytuł: Trainspotting
Autor: Irvine Welsh
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Vis-a-vis Etiuda
ISBN: 9788379980147
Liczba stron: 364
Ocena: 8/10

Po ostatnich marnych pozycjach zdecydowałem się na pewniaczka. Trainspotting. Debiut literacki Irvine Welsha, znany najbardziej z filmu pod tym samym tytułem. O czym tak w zasadzie jest ta książka? O chlaniu, ćpaniu i barowych bójkach - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Potem okazuje się jednak, że jest w tym drugie dno. Powiastki są quasi filozoficzne, o życiu, społeczeństwie, feminizmie, no o wszystkim w zasadzie , tak jak o wszystkim gada się w barze przy piwku.  

Na początku wydaje się być bardzo chaotyczna. Nie dość, że każdy rozdział jest o kimś innym to jeszcze inna osoba jest w nim narratorem. Do tego raz przedstawiana jest po imieniu, raz po nazwisku a innym razem po ksywce. W połączeniu z specyficznym językiem zastosowanym w książce wprowadza to niezły miszmasz i na początku trudno się połapać kto jest kto. Dopiero potem gdy poznamy nieco bohaterów to wszystko zaczyna się układać. Postacie są bardzo realistyczne, szczegółowo opisane, można je dobrze poznać i mniej więcej zrozumieć.

Zdecydowanie nie jest to książka dla osób wrażliwych. Niektóre opisy są bardzo naturalistyczne i wybitnie obrzydliwe, jak słynna scena z kiblem - chyba najbardziej znana scena z filmu pod tym samym tytułem. Albo uroczy, króciutki rozdział pod niewinnym tytułem "tradycyjne niedzielne śniadanie". Ale to poczytuję zdecydowanie na plus. Nie ma tu tandetnego moralizatorstwa i taniej dydaktyki; opisy są dosadne, autor pokazuje wszystkie, nawet najbardziej paskudne strony uzależnienia. Z drugiej strony nie gloryfikuje także używek - pisze jak jest bez upiększania.

Język jest bardzo wulgarny, praktyczne samo mięcho. Stężenie chujów i pizd sięga zenitu, dawno nie czytałem książki z taką ilością bluzgów. Czyta się jednak znakomicie, co jest zasługą świetnego tłumaczenia. W posłowiu tłumacz wyjaśnia, że w oryginale Welsh "pokusił się o fonetyczną transkrypcję szkockiego dialektu z Leith" (części Edynburga). Do tego każda z postaci posługuje się własnym językiem, zależnym też od różnych czynników - choćby sam główny bohater, inaczej mówi na haju, na głodzie czy po odwyku. Bardzo ciekawy zabieg, choć cienszko czyta sie taki jenzyk, jak mówiom Troszkę to przypomina slang z "Mechanicznej pomarańczy", choć tam była bardziej hybryda z językiem obcym, a tu fooking scotish

Zdecydowanie "must read", co tu więcej pisać.  Muszę odświeżyć sobie film przy okazji, bo ostatnio widziałem go dobre 10 lat temu.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
dc1eea33-c70f-48e1-b574-00e380b5f9b9
Dzemik_Skrytozerca

Oryginal czyta się łatwo pod warunkiem, że będziesz "czytać na glos" - czytać tak, by dopasowywać słowa po wymowie. Nie dosłownie na glos, tylko tak, by wyobrazić sobie jak brzmią poszczególne slowa. Przerobiłem coś takiego przy okazji Feersum Endjiin Iaina Banksa. Po lekturze jednego rozdziału w ten sposób (i zważywszy, że bohater operuje bardzo ograniczonym słownikiem) dalej idzie już z górki.


Niestety, taka metoda spowalnia lekture.

Na plus natomiast ma się wrażenie przebywania w towarzystwie narratora.

Zaloguj się aby komentować

252 + 1 = 253
prywatny licznik: 16/?

Tytuł: Hera moja miłość
Autor: Anna Onichimowska
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 9788373117297
Liczba stron: 159
Ocena: 5/10

Poznajcie Państwa Nowickich - pani domu, Grażyna, jej mąż Kamil, oraz dwójka cudownych dzieci - Jacek i Michał. Bogaci, z dobrą pracą, mieszkają w ogromnej willi, mają służącą Ukrainkę, no idylla. Patrząc jednak głębiej da się zauważyć, że Graża to zabiegana businesswoman która nie ma czasu dla własnej rodziny, Kamil to wysokofunkcjonujący alkoholik, a ich starszy syn Jacek zażywa Morderczą Marihuanę (MM). Niestety jego młodszy brat podprowadza mu skręta żeby też spróbować z kolegą. Jak to po MM natychmiast dostaje straszliwych halucynacji i wskutek tego przypadkowo popełnia samobójstwo. Targany poczuciem winy i wyrzutami sumienia Jacek pod wpływem nowo poznanej dziewczyny zaczyna brać coraz twardsze dragi...

Czujecie już klimat tej książki?

Moralizatorska książka dla młodzieży z cyklu "narkotyki są be, nie rusz bo Cię zmiotą z planszy". Może i słusznie, może należy przestrzegać dzieciaki każdym możliwym sposobem, zwłaszcza że ponoć całość oparta jest na faktach. Niestety tutaj autorka ani nie odrobiła pracy domowej ani, jak widać na każdej stronie, nie miała większego kontaktu z tym tematem. Dla niej jest to ogromny balon z napisem "narkotyki", a każdy działa tak samo - halucynacje i urwany film (!?). Stąd biorą się rozmaite kwiatki typu ratowanie od "skrętu" uzależnionej od opiatów dziewczyny za pomocą amfetaminy, czy wspomniane już halucynacje po marihuanie.

Jednocześnie całość nie jest aż tak bardzo zła. Autorka sprawnie operuje piórem, czyta się szybko, lekko i dość przyjemnie - gdy przymknie się oko na rozmaite głupotki, o których pisałem wcześniej. Podobno są jeszcze dwie części tego dzieła, ale myślę że już sobie je daruję

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
b8873698-6f75-41cc-b66c-316aa8e09126
trixx.420

Yo wish, to chyba plaster który ma udawać znaczek kwasa xd

818a3459-47d7-4b51-ab6a-d773c27971a5
PanPaweuDrugi

@trixx.420 masz ostatnio jakąś misję czytania książek podejmujących temat narkotyków, których autorzy nie mają o nich pojęcia, czy to przypadek?

trixx.420

Mialem 4 w kolejce generalnie o narkotykach :)

PanPaweuDrugi

@trixx.420 sorry, przegapiłem odpowiedź. Może warto w takim razie gdzieś sobie zaplanować "DMT: Molekuła Duszy", "LSD: Moje trudne dziecko" oraz "Czy psychodeliki uratują świat" tak dla równowagi.

Zaloguj się aby komentować

248 + 1 = 249
prywatny licznik, od początku roku: 15/?

Tytuł: Narkomanka
Autor: Józef Stompor
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
Liczba stron: 347
Ocena: 4/10

PRL, lata na oko 70. Młody zdolny lekarz, Robert poznaje przybyłą z Wiednia redaktorkę polskiego pochodzenia Monikę. Ma ona za zadanie napisać reportaż o polskiej narkomanii. Niestety, wydaje się, że źle trafiła - narkomanii u nas niet. Owszem, jest niewielki problem lekomanii i dużo większy alkoholizmu, ale "panie kto dzisiaj nie pije". Tylko jakaś nieodpowiedzialna młodzież, dosłownie pojedyncze przypadki zażywają "mieszanki piorunujące" na bazie "jakichś chwastów", wąchają kleje czy rozpuszczalniki. Narkomanii nie ma, jest za to przystojny, umięśniony lekarz, który pracuje na trzech etatach w służbie zdrowia - na pogotowiu, w szpitalu jako chirurg-traumatolog i wreszcie w poradni uzależnień, gdzie głównie zajmuje się wszywaniem esperalu. Bez chwili wolnego w służbie Polsce - normalnie supermen. Oczywiście nasza bohaterka z miejsca się w nim zakochuje.

3/4 książki to opisy wycieczek po Polsce głównych bohaterów śladami II Wojny Światowej (nuda!) oraz przypadków medycznych jakie napotyka pan doktór. Czy to na wyjazdach z pogotowiem ratunkowym czy operacji w szpitalu, są nawet dość ciekawe, fajnie portretują tamten czas. Śmieszą trochę używane słowa - narkotyzer zamiast anestezjologa czy operator zamiast chirurga. W nostalgię wpędza wszechobecne palenie papierosów w szpitalach (oczywiście caro). Opis rozwijającej się miłości między dwojgiem głównym bohaterów też ujdzie, choć jest mocno toporny i drętwy.

Na minus niestety cała reszta. Wszechobecna martyrologia, liczne opisy obozów koncentracyjnych, historie powstańców, okupacji i innych drugowojennych historii. Oczywiście tymi złymi byli wyłącznie hitlerowcy, żadnych zbrodni sowieckich szanowny autor nie zauważył, no ale takie to czasy byli.

Dopiero pod koniec, dosłownie na 80 ostatnich stronach zaczyna się robić ciekawie. Poprzez pamiętnik Moniki poznajemy mroczną historię jej ojca oraz to, jak zafascynowana tematem narkomanii podczas pisania artykułów na ten temat wsiąkła w to środowisko. Niestety ten fragment jest przez autora bardzo stronniczo opisany. Co chwila wtrącenia, jak to na zgniłym zachodzie jest źle, "biały proszek" to zażywają nawet dzieci, a jedna osoba na swój nałóg potrzebuje (zapewne abstrakcyjne wtedy) 90 dolarów. Zdarzają się też błędy rzeczowe - np. wg autora heroinę produkuje się z konopi indyjskich. Generalnie - coś tam słyszał, coś tam widział i postanowił to na chłopski rozum opisać.

Pod koniec redaktorka odkrywa jednak że problem narkomanii jednak w Polsce narasta, pojawiła się makiwara, kompot i inne polskie wynalazki. Niestety pana doktora "nikt o tym nie poinformował". Zakończenie pozostawia wiele do życzenia, wtedy gdy zaczyna się robić ciekawie to nagle autor zauważa że miejsce mu się skończyło i w ostatnim akapicie skrótowo opisuje kolejne kilka lat życia bohaterów...

Według opisu z okładki wyglądało to na powieść częściowo autobiograficzną, autor pracował jako chirurg, potem poświęcając się terapii uzależnień. Po chwytliwym tytule liczyłem na książkę o narkomanii a tu dostałem obyczajową powieść medyczną z elementami romansu i historii. Generalnie gdyby zebrać całą książkę do kupy to o samej narkomanii mamy może z 10 stron, głównie we wspominanym pamiętniku Moniki.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
774d757f-dbfb-4c9b-bd8f-cb79a7c8995e
PanPaweuDrugi

@trixx.420 czekaj, moment, bo chyba czegoś nie zrozumiałem. Twierdzisz, że autor był chirurgiem, znaczy miał wykształcenie medyczne, a potem pracował przy terapii uzależnień i twierdził, że heroinę produkuje się z konopi indyjskich?

trixx.420

Dokładnie tak, strona 296, gdzie autor ustami swej bohaterki stwierdza:

589ba0e4-8c52-4e47-b8b8-3245ab097b38
PanPaweuDrugi

@trixx.420 dyletanctwo to mało powiedziane. Dzięki za skan strony.

Zaloguj się aby komentować

240 + 1 = 241
prywatny licznik: 14/?

Tytuł: Wielka większa i największa
Autor: Jerzy Broszkiewicz
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 266
Ocena: 5/10

PRLowska lektura do klasy 5 podstawówki. Poznajemy w niej dwójkę dzieci, Groszka i Ikę, sąsiadów z tej samej kamienicy. Pewnego dnia ich sąsiad przytacza na podwórze stary samochód, Opla Kapitana, który staje się spiritus movens wielkiej, większej i największej przygody jakie przeżywają nasi młodzi bohaterowie. Okazuje się bowiem, że wszystkie urządzenia, pojazdy są tak naprawdę ożywione, tylko nie komunikują się z ludźmi - coś jak zabawki z Toy Story. Wspomniany samochód potrafi mówić czy sam się prowadzić i w ten sposób dzieci przeżywają swą pierwszą przygodę ratując porwanego chłopczyka. W przygodzie drugiej, z pomocą samolotu "Jak" produkcji bratniego narodu sowieckiego ratują pasażerów i zaginionych pilotów rozbitego nad Afryką samolotu. W trzeciej, największej przygodzie ratują już całą Ziemię (a co!). Ostatnia przygoda jest też zdecydowanie najciekawsza, akcja przenosi się bowiem na inną planetę, co dość umiejętnie wplata wątki fantastyczne do powieści. 

Jak to w PRLowskich książkach młodzieżowych w oczy rzuca się nachalny dydaktyzm; główni bohaterowie to cudowne dzieci, wzór do naśladowania - grzeczne, ułożone, ponadprzeciętnie inteligentne, no takie że aż aż Życie to sielanka, a dzielni obywatele milicjanci zawsze służą pomocą.
Czyta się jednak przyjemnie, dialogi są lekkie, momentami nawet zabawne. Nie jest to wybitna książka i dorosłych raczej znudzi (może poza wspomnianą ostatnią przygodą), ale ma w sobie jakiś czar.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
b77f3428-8e7f-4e32-8254-53127a84232a
peposlav

O ja Cię, czytałem to za dzieciaka.

Zaloguj się aby komentować

224 + 1 = 225
prywatny licznik w 2024: 13/?

Tytuł: Niewidzialni
Autor: Mateusz Marczewski
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Czarne
ISBN: 9788375360523
Liczba stron: 180
Ocena: 6/10

Australia, historia Autralii, Aborygeni - w tej mniej więcej kolejności. Myślałem że będą to proste reportaże z i o Australii, ale autor miał ambicję na coś więcej. Zresztą na okładce można wyczytać, że jest również poetą. Widać to w tekście, zdania są zagmatwane, poetycko rozbudowane, opisy okoliczności i przyrody barwne ale i rozwlekłe (czasem zupełnie o niczym). Ogółem jest to rodzaj poetyckiej podróży po krainie Kangurów, w żadnym wypadku reportaż. Wartość poznawcza jest niewielka, o samych Aborygenach też nie ma za wiele. Dużo jest opisów, jak to żyją w brudzie i biedzie, zainteresowani tylko alkoholem i narkotykami. Przyznać jednak trzeba autorowi, że próbuje "wejść ich w buty" i uczciwie opisuje z czego taki stan rzeczy wynika, podana jest też solidna bibliografia. Stara się też dociec (choć dosłownie na kilku stronach) czym taki stan rzeczy jest spowodowany.

Ogółem - uczucia mieszane, dużo chaosu, ale coś ciekawego można z tego się dowiedzieć. Cóż, może poeci nie powinni pisać reportaży

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
d07af3db-a249-441d-b6f4-be19283c454c
smierdakow

A są jakieś fajne reportaże szeroko omawiające Australię?

Zaloguj się aby komentować

220 + 1 = 221
prywatny licznik: 12/?

Tytuł: Napowietrzna wioska
Autor: Jules Verne
Kategoria: przygodowa
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 198
Ocena: 5/10

Klasyka powieści przygodowej. W skrócie - Akcja dzieje się w roku 1899 a fabuła opowiada o podróży przez Afrykę środkową dwóch przyjaciół, Francuza i Amerykanina, którzy wraz z uratowanym przez nich młodym Murzynem i przewodnikiem na skutek ataku stada słoni tracą cały dobytek i z niewielkimi zapasami zmuszeniu są uciekać do tropikalnej dżungli. Przemierzają ją z początku pieszo, potem na tratwie. W tle przewija się zaginiony badacz małp no i sama napowietrzna wioska, ale to już bez spoilerów.

Bardzo szanuję Verne'a jako prekursora fantastyki naukowej, "Tajemniczą Wyspę" czy "Podróż do wnętrza ziemi" czytałem po wielokroć. Tutaj mamy jednak do czynienia z nieco słabszą pozycją, typowo podróżniczą. Dodatkowo Verne niczym Papcio Chmiel w Tytusach "Ucząc bawi, bawiąc uczy" serwując nam co kilka zdań sążniste opisy fauny i flory afrykańskiej, co z czasem nieco nuży. Bez zaskoczeń, bez gwałtownych zwrotów fabuły (no dobra, jest jeden, ale taki, że umówmy się - od dawna każdy czytający się go spodziewa) do szczęśliwego końca. Sredniaczek.

Jako dodatkowy smaczek - czytałem kompletnie zaczytane wydanie II z 1968 roku, które musiałem najpierw posklejać

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
7126014e-cd36-40d0-8227-b1715057c77c

Zaloguj się aby komentować

Następna