@rain filtrując to przez jakiśtam pryzmat własnych doświadczeń, sądzę że największym sukcesem jest wygaszanie myśli o tamtym facecie. Niestety, żeby zakończyć taką, nawet bardzo jednostronną, relację trzeba się odciąć od drugiej strony "na twardo". Żadnych postów na social mediach, żadnych przysług, porad, etc. Ja tak, lata temu, głównie przez chęć odizolowania się od pewnej osoby (mimo że usunęliśmy się ze znajomych, ale dalej przez niektórych wspólnych znajomych mój mózg szukałby punktu zaczepienia w komentarzach tej osoby, czy coś, chore gówno) usunąłem moje konto FB. Ale też miałem dość Facebooka i jego infinite feeda, to był dobry impuls do resetu i skupienia się bardziej na sobie. Od tamtej pory mam konto tylko pod Messengera.
Relacja kończy się dopiero wtedy (a to nawet nie moje słowa), kiedy mijając się na ulicy nie masz ochoty ani rzucać się na, ani do szyi - kiedy przychodzi prawdziwa obojętność. I to nie jest wcale tak powolny proces jak się wydaje. Mi po, nie wiem, roku? Gdzie widzieliśmy się raz przelotem ale nie wchodziliśmy w żadne konwersacje? Przeszło całkowicie. Po 2-3 to już w ogóle komfortowe było siedzenie gdzieś na imprezie w tym samym pokoju z tamtą laską, jakiś small talk, bo nawet nie myślałem o tym żeby rozpamiętywać co nas kiedyś łączyło, to było w innym życiu, dawno temu. Optyka się zmieniła razem z kolejnymi doświadczeniami. Z resztą też się starzejemy i przestała mi się jakoś specjalnie podobać - wiadomo, mózg już nie idealizuje. I tak raz na parę miesięcy się zobaczymy u wspólnych znajomych, jej chłopak to dobry ziomeczek i nawet trochę mu pomogłem z autem, i tak nawet dostałem zaproszenie na ich ślub. I fajnie, fajna para i w ogóle, niegłupi ludzie chociaż wiadomo, to nie jakaś moja najbliższa ekipa, bardziej na zasadzie znajomych znajomych. 5 lat temu jakby mi ktoś powiedział że to będzie dla mnie takie, po prostu, spoko, to bym nie uwierzył, a wręcz pomyślał że to będzie myśl nie do zniesienia, mimo że i tak było ciężko gdzieś tam z tyłu głowy. A teraz mam totalnie inną perspektywę. Nie udałoby się to pewnie jednak, jakbym miał nawet rzadki, ale regularny kontakt z tamtą osobą.
Od tamtej pory samoocena była tylko lepsza. Zająłem się swoim życiem, mózg odpuścił, odwyk od tej dopaminy, oksytocyny czy innego gówna którego podświadomie szukałem w tej relacji zrobił swoje. Jak wyjście z nałogu.
Dlatego myślę że jeżeli rzeczywiście był to człowiek o którym myślałaś, jak ja, nieomal obsesyjnie, przychodził na myśl wbrew tobie, to jesteś na dobrej drodze do takiej emocjonalnej stabilności. A jak ta podstawa jest stabilna, to nad resztą łatwiej zapanować. A i reszta osiągnięć również brzmi dobrze, bo życie to zbiór takich małych potyczek z których wychodzimy lepiej bądź gorzej, a nie jakichś wielkich bitw i czarno-białych rezultatów. Klocek do klocka i poukładasz sobie wszystko. To są większe osiągnięcia, niż to jakimi się wydają przelewając je na "papier", bo to wszystko składa się później na nas, na naszą osobowość. Ale też dobrze ubrać je w słowa. Powodzonka!